RECENZJA do gry Mario Kart Super Circuit (E) [0105] |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Zgodnie z tradycją zapoczątkowaną za czasów SNES’a, Nintendo wydaje Mario Kart na wszystkie swoje konsole. Nie inaczej jest w przypadku GBA. Jak łatwo się domyślić, tematyką gry są wyścigi kartów, z udziałem postaci znanych ze świata hydraulika. Tak więc do wyboru mamy następujące postaci: Mario, Luigi, Peach, Yoshi, Bowser, Wario, Donkey Kong oraz Toad. Każdy z nich został opisany dwoma statystykami w pięciostopniowej skali: speed – odpowiada za szybkość pojazdów, oraz weight (waga) – określa ich przyczepność. Miłym zaskoczeniem jest ilość tras – dwadzieścia zupełnie nowych, plus jeszcze raz tyle ze starszych Mario Kartów do odblokowania! Nowe są dobrze zaprojektowane, większość różni się od siebie scenerią i dlatego upłynie dużo czasu zanim się znudzą. Niestety nie przewidziano w nich alternatywnych sposobów dotarcia do mety, aczkolwiek sprytniejsi gracze z pomocą dopalacza nie raz znacznie skrócą sobie do niej drogę. Fajnym urozmaiceniem są pułapki znajdujące się na trasie i poboczu. Można sobie wpaść w ruchome piaski, czy do kałuży. Wkurza jedynie, że botom zdarza się to z rzadka, a niedoświadczonemu graczowi z lekka często. SNES’owe plansze na takim tle wypadają dosyć blado. Są raczej proste, bez żadnych udziwnień, co w tym przypadku jest dużym minusem. W grze występują trzy standardowe tryby - Time Trial, Quick Run oraz główny - Mario GP. Mamy w nim za zadanie zająć jak najwyższe miejsce w turnieju rozgrywanym w Muchomorowym Królestwie. Rozgrywki są podzielone na pięć pucharów po cztery plansze, a uczestniczą w nich wszyscy wymienieni wcześniej bohaterowie. W trakcie wyścigu zbieramy monety, które posłużą do odblokowania bonusów. Dużym mankamentem jest, że w każdym pojedynczym wyścigu musimy zająć co najmniej czwarte miejsce, aby przejść dalej. Niby nic trudnego, przynajmniej na niższych stopniach trudności, tym bardziej, że w razie niepowodzenia mamy jeszcze dwie próby, jednak wydaje się to trochę sztuczne i odbiera nieco przyjemności z zabawy. Ważnym elementem gokartowych ścigałek są power up'y. W Mario Kart zdobywamy je uderzając w skrzynki lewitujące nad drogą. Tym razem nie będziemy niczym zaskoczeni - widać komuś nie chciało się wymyślać nowych broni, ale grunt że to co jest, sprawdza się dobrze. Tak więc w grze w roli znajdziek-niespodziewajek pojawią się znane już żółwie muszle (w trzech odmianach), skórki od bananów, muchomory – dopalacze, błyskawice, tarcze oraz duszki. Większość z nich występuje też w ulepszonej formie, gdzie do dyspozycji mamy trzy pociski danego typu. Efekty ich działania są przeróżne, ale sprowadzają się do jednego – zwiększenia dystansu nad przeciwnikami. Interesująca jest opcja gry wieloosobowej, do czego wystarczy jeden kartridż – w takim wypadku każdy z graczy kieruje Yoshim, a do wyboru są zaledwie cztery trasy. Multi prezentuje się o wiele lepiej, gdy wszyscy dysponują swoją kopią gry. Wszelkie ograniczenia zostają wtedy zniesione a na dodatek można się sprawdzić w bardzo fajnym trybie „battle”. Jest to coś na kształt deadthmatch’a znanego z fps’ów. Każdy gracz ma trzy hitpointy symbolizowane przez balony umieszczone nad głowami postaci. Walkę prowadzimy za pomocą takiego samego arsenału jak w singlu. Zwycięzcą zostaje gracz, który jako jedyny został na placu boju lub zachował najwięcej balonów. Wielka szkoda, że ten tryb dostępny jest tylko dla wielu graczy. Wiadomo, z botami to nie to samo, ale jest na tyle ciekawie, że można by przeboleć mizerną sztuczną inteligencję i z przyjemnością pograć w pojedynkę. Gra przyciąga na zadziwiająco długo. Jest to zasługa ogromnej ilości bonusów do odblokowania jak również świetnego time trail. W chwili, kiedy piszę ten tekst jest już jakiś czas po premierze gry, a sądząc po gamefaqs.com nie udało mi się jeszcze odkryć wszystkiego! O czymś to świadczy. I wcale nie mam na myśli swoich umiejętności. Grafika technologicznie jest na poziomie SNES’a. Mamy, więc płaskie plansze, po których poruszają się równie płaskie sprite’y. Ale za to jakie! Mają tyle klatek animacji, że wyglądają niemal na trójwymiarowe. Tła zostały podzielone na kilka niezależnie od siebie poruszających się warstw, co sprawia wrażenie przestrzenności. Warto dodać, że są bardzo kolorowe i ładnie animowane. Nie raz będzie można podziwiać przelatujące balony, płynące w oddali statki czy ryby. Nawet pogoda czy pora dnia może się zmienić podczas wyścigu. Nie ulega wątpliwości, że oprawa wizualna została znacznie dopieszczona przez te kilka lat. Rywalizację umila całkiem przyjemna, łatwo wpadająca w ucho muzyka. Większość tras ma swoją własną ścieżkę dźwiękową, więc monotonia nam nie grozi. Brakuje mi tylko motywów znanych z Super Mario Bros. Dźwięk jest niezły, ale szczerze mówiąc, to jakoś specjalnie ponad przeciętność się nie wybija, jakkolwiek cieszą różne szczegóły - odgłosy opon na poszczególnych nawierzchniach czy zabawne okrzyki postaci. Miałem przyjemność zetknąć się z większością dostępnych obecnie wyścigów z Marianem i uważam, że wersja GBA jest w tym wąskim gronie niemal na pierwszym miejscu. W moim osobistym rankingu wyprzedza ją jedynie MK DS, niemniej Mario Kart: Super Circuit, ze względu na świetną oprawę audio-wideo, a przede wszystkim ogromną grywalność jest jak najbardziej godny polecenia. |
||||
|