Automobili Lamborghini to nowy wyścig ze stajni Titus. Bardzo przyjemny, nie nastręcza bowiem graczowi żadnych trudności. Po pięciu minutach wie się wszystko - jak zmieniać biegi, jak mijać przeciwników, na których zakrętach hamować, a na których nie. Po dziesięciu minutach wygrywa się wyścigi. A tras jest tylko sześć, każdą trzeba okrążyć kilka razy. Wyglądają one całkiem interesująco, daleko im do toporności San Francisco Rush. Tam drzewko, tu łączka, czasem jakiś most nad przepaścią czy tunel. Gdzieniegdzie można też sobie skrócić drogę, czy wybrać jedną z dwóch możliwych, lewą lub prawą. Gdy zaś pędzimy pod słońce, na ekranie pojawiają się śliczne odblaski. I nasza gwiazda nieco nas oślepia.
Sterowanie może się wydać trochę trudne, jeden lekki skręt i już rzuca na boki. Kto jednak przeszedł death-survival, jakim jest Top Gear Rally, bez problemu wskoczy za kierownicę dostępnych tu Lamborghini, Porshe czy Ferrari. Rozbić się jest trudno, dzięki czemu nie trzeba nadużywać hamulca. Gna się więc na maksa. Z drugiej jednak strony brakuje poczucia prędkości. Na liczniku prawie trzy setki, a wygląda, jakbyśmy się wlekli o połowę wolniej. Znacznie trudniej jest wyśmignąć drani niż w normalnym racer'ku. Potrafią blokować nam drogę, zastawiać się, spychać w kierunku ściany, czy nawet wykręcać piruety, byleś tylko nie wygrał. I tak najwięcej się traci w pitstopie. Trzeba kręcić padem w kółko, aż mechanicy zmienią wszystkie koła i napełnią bak, albo pad wyzionie ducha i będzie można podarować sobie granie na jakiś czas. Kiedyś kręciłem minutę...
Jest jeszcze Multiplayer, chyba najlepszy, jeśli chodzi o wyścigi na N64. Nawet w trybie dla 4 graczy gra chodzi płynnie i wszystko dobrze widać. Nawet mglić dużo nie musieli - wyrażnie widać, ile dziś znaczy dobry engine! A Lamborghini taki silnik ma... Wypróbuj go. Warto. |