RECENZJA do gry Clay Fighter - Sculptor's Cut (U) [!] |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Amerykański Interplay jest całkiem dobrze znany. Producent ten już debiutował na początku lat osiemdziesiątych poprzedniego wieku. Sławę jednak firma zapewniła sobie tytułami na SNES-a. Możemy wymienić na przykład Another World, Rock ‘N Roll Racing czy też Clay Fighter. Paradoksalnie budżet firmy wcale o wiele nie wzrósł. Nawet gdy w późniejszych czasach wydała na świat takie tytuły jak Fallout i Baldur’s Gate, nie utrzymała się ranku i zbankrutowała w 2004 roku. Widać po grach, że producent chciał być gatunkowo wszechstronny. Chciał zaskarbić sobie każdego gracza. Niestety, wiele produktów było przeciętnych i nie zbawiły firmy. Próbowali również robić nowsze wersje starych, dobrze sprzedających się gier. Za przykład może nam posłużyć Clay Fighter. Całkiem popularna bijatyka na SNES-a ukazała się w 1997 roku na Nintendo 64. Gra jest bardzo oryginalna, co z pewnością wpłynęło pozytywnie na zainteresowanie nią. Co w niej takiego jest? To bijatyka pokazana z zupełnie innej perspektywy. Regułą było to, że taka typowa bijatyka ma być straszna i krwawa. Tutaj mamy dla odmiany humor i mnóstwo śmiechu. Jedynym brutalnym akcentem jest sama walka. Jednak i ona nie została pozbawiona humoru. Mam takie przeczucie, że autorzy taką produkcją liczyli na sympatię ze strony dzieci - piosenka i odpowiedni klimat to sugerują. Ja z kolei jestem przeciwny, by najmłodsi zaczęli grać w tego typu gry. To mogłoby ich nauczyć czegoś negatywnego. Z reguły jest to brutalność, która niestety pomimo fajnej atmosfery istnieje. Myślę, gracz dopiero od 7 lat w górę może zagrać w Clay Fighter. To by było na tyle, jeśli chodzi o ogólny wstęp. Zajmijmy się rozpatrywaniem bardziej szczegółowym. Na początku wspomniałem, że gra jest nieco inną bijatyką od pozostałych. Można to zauważyć nawet przy samym jej włączeniu. Zamiast głównego menu pokazuje nam się ciekawe intro ze śmieszną rymowaną piosenką. Śmiało możemy to porównać do jakiejś zwariowanej bajki o potworkach i szalonym naukowcu. Jeżeli nam się nie chce tego słuchać i oglądać, klikamy byle jaki przycisk, by przejść do menu. Tam sprawa postawiona jest jasno. Są trzy opcje wyboru: Start Game, VS Mode i Options. Czy tego chcemy, czy nie, nie ma więcej możliwości. Nie ma wszelkiego rodzaju turniejów z ćwierćfinałami, półfinałami itp. Jest tylko standardowa walka dwóch postaci z poziomą linią życia. Opcje, czyli trzeci tryb w głównym menu jest całkiem dobrze wyposażony. Znajdują się tam ustawienia poziomu trudności, głośności muzyki i FX, włączenie lub wyłączenie zegara podczas walki oraz naprawdę wiele innych (czasem niepotrzebnych) opcji. Jeżeli sobie już odpowiednio ustawiliśmy, jak ma wyglądać walka, zaczynamy grać. Czy wybierzemy VS Mode, czy grę solo, walka będzie taka sama… czyli śmieszna. Na początku wybieramy sobie postać, którą będziemy walczyć. Patrząc na nie nie widać nawet cienia powagi. Wszyscy są pozytywnie zakręceni i mają zabójcze ksywki. Niektóre są znanymi postaciami, tylko odpowiednio przedstawionymi w krzywym zwierciadle. Takim małym przykładem może nam posłużyć Lady Liberty przedstawiająca statuę wolności. W wypadku, gdy nie możemy się zdecydować, kogo wybrać, możemy skorzystać z losowania (czyli wybieranie w trybie Random). Jak już mamy swoją postać, zaczynamy całą zabawę! Lokacje są równie przedziwne jak sami przeciwnicy. Od zaśnieżonego zamku w górach, po dom zabaw czy pracownię świętego Mikołaja. Nie robi to jednak wielkiej różnicy w walce. Każde pole walki jest podzielone na dwie części. Pierwsza to ta oficjalna, gdzie się zaczyna walkę, a druga jest dostępna wtedy, kiedy my sami do niej wskoczymy lub przeciwnik nas odpowiednio znokautuje. Może to wygląda na jakieś urozmaicenie gry, ale jest raczej znikome. Po co komu zmiana tła? No cóż, graficy się tylko bardziej namęczyli i gra waży więcej. Żadnego z tego pożytku praktycznie nie ma. Zostawmy jednak ten wątek i omówmy ostatni temat… walkę. Jest ona, jak już mówiłem, bezkrwawa i prawie pozbawiona przemocy. Wszelkiego rodzaju ciosy zostały tak pokazane, by to wyglądało jak najłagodniej i najśmieszniej. To samo się tyczy superciosów. Mimo wszystko radzę zachować ostrożność. W życiu codziennym właśnie przy takiego gatunku bijatykach jest wiele przedziwnych przypadków pobicia lub czasem śmierci. To było tak na marginesie napisane. Wróćmy do samej walki. Jak wcześniej napisałem, są tutaj „supertricki”. Najczęściej są to kombosy. Każde uderzenie kombosa jest dokładnie policzone. Gdy skończymy, ukazuje się nam statystyka, ile ciosów oddaliśmy, oraz ich ocena. Niby to nic nowego w mordobiciach, ale ich liczba jest całkiem niezła. Sam się doliczyłem siedmiu. Po małych przemyśleniach rodzi się pytanie: po co to jest? Odpowiedź jest prosta. Niektórzy gracze po prostu chcą uzyskać jak największą ilość. Można tak konkurować między sobą (kto zdoła uzbierać więcej ciosów). To jest całkiem błaha rzecz, ale właśnie do tego została stworzona. Grafika jest bardzo dobra. Ma się wrażenie, jakby postacie były ulepione z plasteliny. Pokazano to już przy wersji na SNES-a, ale to i tak wciąż zadziwia. Animacja jest bardzo fajna, jednak kolorki są jakby szare. W moim odczuciu mogło tu chodzić o wyrobienie klimatu. Za szatę graficzną mogę postawić całkiem wysoką ocenę. Muzyka jest bardzo żywa i śmieszna, wręcz nie pasuje do bijatyki. W tym wypadku jednak to jest całkiem zrozumiały krok. Wraz z wokalem tworzy się taka mała bajka, która wprawia nas w dobry humor i nawet pozwala częściowo zapomnieć o celu tej gry. Jeśli chodzi o dźwięki, wszelkie wokale wysuwają się na pierwszy plan. Lektorzy postarali się, by było jak oczywiście śmiesznie, i udało im się to. Ja sam czasami się śmiałem z kilku rzeczy. To jest niebywały plus w stronę udźwiękowienia. Ogólnie rzecz biorąc gra jest całkiem w porządku. Dobrze, że jest możliwość "manewrowania" poziomem trudności. Jest pięć trybów, co pozwoli na stopniowe szkolenie i poznawanie tej bijatyki. Tak powinno być w każdej produkcji. Niestety nie wiadomo dlaczego inni producenci czasem nie dodają tego wcale. Najlepsza akcja jest wtedy, gdy wejdziemy na wyższy poziom. Rywal w takim przypadku walczy tak zacięcie, jakbyś grał z nim o sprawę honoru. Niestety po paru takich sesjach gra się nudzi. Trzeba potem czasu, by kolejny raz sobie przy niej usiąść. Nie piszę jednak, że to kicha. To całkiem dobra gierka z klimatem, jednak widziałem lepsze i bardziej pomysłowe bijatyki. Oryginalność przykrywa lekko tą monotonię walki - nigdy wcześniej nie widziałem takiej podobnej gry. Ja podchodzę do niej z sympatią, lecz ograniczoną; grając w nią nie ubawiłem się po pachy. PS. Uwielbiam gdy lektor krzyczy: „LETS GET READY TO CRUMBLE!”, hehe. |
||||
|