Beyblade VForce - Ultimate Blader Jam - Przy okazji tej recenzji - stwierdzam Nintendo przestaje stawiać na jakość i wykonanie gier, a staje się komercyjne w pełnym znaczeniu tego słowa (gra jest na Licencji Nintendo). Walki dysków to niezły pomysł na grę, która może trochę powojować, ale w tej formie stwierdzam, że nie. Dlaczego? Włączam grę widzę tylko znaczki firmowe producentów - a intro z muzyką wprowadzającą w klimat gry? Intro - nie istnieje (pierwszy minus, jeśli nie wiecie, o co mi chodzi to obejrzyjcie intro Golden Sun 2)!!! OK. Mamy przed sobą menu - Wybieramy ligę VForce i widać, że gra jest podzielona na siedem epizodów, a każdy epizod na sześć rund i jedną specjalną. Biorę Rundę 1 i mamy krótki dialog, podczas którego ruszają się tylko usta bohaterów a tło to przepływające linie. Gramy - plansza wygląda dziwnie jak szachownica - tylko, że kolorowa (tzn. na przykład biało-żółta). Jedziemy do przodu i mamy jedno zdaniowy instruktaż - powinniśmy zbierać takie śmieszne puszki, dzięki którym odblokowujemy sobie obrazki z Kolekcji Beyblade - nuda. I przed polem naprawdę przypominającym szachownicę (czarno-białym) czytamy, że to nasza meta. Niespodzianka jest taka, że teraz ciągle będziemy ruszać na planszy-szachownicy i musieć dojechać do mety. Plansze z poziomu na poziom stają się tylko coraz dziwniejszym labiryntem i tyle z tego mamy - czuć nudą na kilometr. Co do walk to w każdej rundzie mamy takich neutralnych przeciwników. Nawet nie trzeba z nimi walczyć - chyba, że wlecimy na nich przez przypadek, ale wtedy albo oni wylecą za planszę, albo my - kiedy to my wylecimy przegrywamy i zaczynamy poziom od nowa (plusem jest to, że poziomy są krótkie i nie tracimy dużo ^_^ - taki żart). Co pewien czas - przynajmniej raz na epizod mamy walkę z bossem, to jest akurat najprostszy etap gry bo wystarczy zepchnąć przeciwnika do dziury lub za szachownicę i koniec. W kreskówce widzimy różne moce dysków. W grze też takie są - tylko mniej efektowne. Możemy przyśpieszyć, zwolnić (chodzi o uspokojenie dysku) i użyć takich mocy, które dziwnie atakują przeciwników - podrzucają ich i albo oni wypadają za pole albo kręcą się dalej i trzeba ich dobić. Nasz dysk nie kręci się w nieskończoność - mamy pasek energii, który możemy odnawiać na takich specjalnych polach. Gra ma ładną grafikę - ale jak tu mówić o grafice skoro wszystkie plansze są pod tym względem identyczne i dyski się kręcą w kółko. Gramy w rzucie izometrycznym i sterujemy dyskiem w ośmiu kierunkach (wiecie góra, lewica, prawica...). Fabuła - jest przed rundami - wspomniana wcześniej wymiana zdań przeciwników, teksty typu i tak ze mną nie wygrasz lub trzeba na niego uważać i to wszystko – nuda – znowu!!! Ścieżka dzwiękowa w grze to kolejne niezadowolenie - żeby gra była dobra nie potrzeba muzyki wprost z kreskówki. Muzyka i tak jest w tle, a w dodatku jest zła, szumiąca. Dyski też wydają dźwięk(i) - dźwięk, który można okreslić jako "dzyn, ding" i kiedy uderzymy w ścianę. Mnie się to nie podoba. Podsumowując temat gry wskazuje, że tytuł jest godny uwagi, jednak wykonanie jest fatalne, totalne dno studni. Jestem z tego powodu niemile zaskoczony. Jedynym plusem z prawdziwego zdarzenia jest Grywalność - która jednak szybko się ulatnia, bo gra jest zadziwiająco krótka. Gdybym miał ją kupić na konsolkę to bym wolał pieniądze na nią potrzebne wydać na dużo pożyteczniejsze cele czy cos'ik w tym stylu.
P.S.: Nie warto w tą grę grać, nudzi się po godzinie zabawy (tyle zajmuję jej przejście). Dla fanów Beyblade komunikat - grajcie sobie w nią, ale na własną odpowiedzialność. |