RECENZJA do gry Final Fight (E) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Final Fight (SNES) Gracze bardzo ciepło przyjęli wydaną przez Capcom w roku 1989 na automaty chodzoną bijatykę o nazwie Final Fight. Niewiele się namyślając, developerzy zrobili konwersję na Super Nintendo, co było strzałem w dziesiątkę, gdyż gra w przeciągu 18 lat (1990 – rok wydania gry na SNES-a) sprzedała się całkiem nieźle (w końcu konsola owa była w tamtych czasach modna), miała dwie kontynuacje, potem zrobiono jeszcze inne gry z serii FF (Revenge, Streetwise, Mighty Final Fight, Final Fight One) na inne konsole i jakoś ta seria się toczyła. Mimo to pierwsza część została jakby najlepiej przyjęta przez Graczy. Dlaczego? Przekonacie się w tej recenzji. Życzenie śmierci Rzecz się dzieje w mieście Metro City, gdzie porządku pilnuje miejscowa policja, na czele z funkcjonariuszem Mike’iem Haggarem, znanym ze skuteczności, oraz dość sporej siły. Ów gliniarz od dawna zajmuje się zwalczaniem gangu „Mad Gear”, który był postrachem wszystkich mieszkańców miasta. Pewnego razu do Mike’a zadzwonił telefon. Po drugiej stronie słuchawki usłyszał głos, który powiedział mu, że Jego córka, Jessica, została porwana przez „Mad Gear”, po czym każe mu włączyć telewizor. Tam nasz policjant widzi swoją córkę, oraz gangola z zakazaną gębą. Niewiele się namyślając, Mike rusza odbić Jessicę z rąk bezczelnych złoczyńców. Z pomocą przychodzi mu kolega – Cody. Ojciec, prać? Tu zaczyna się cała gra. Spośród dwóch mocarzy wybieramy postać, którą będziemy kierować. Warto zaznaczyć, że każdy bohater posiada inne zakończenie (co zachęca do ponownego przejścia gry inną postacią). Haggar jest postawnym, umięśnionym mężczyzną, który walczy stylem typowym dla wrestlingu. Grając nim, możemy wykonywać rzuty, które łamią gnaty przeciwników, uderzać pięścią, czy choćby skakać na grupkę bad guyów własnym ciałem. Cody natomiast, niczym Jean Claude van Damme stosuje dość obszerną gamę ciosów nogą, jest szybszy, zwinniejszy. Widać różnicę między oboma panami, choćby w sterowaniu. Zarówno Haggar, jak i Cody mają swoją paletę ruchów, że wspomnę tu choćby o specjalnym ataku, który uruchamia się poprzez równoczesne naciśnięcie klawisza skoku, oraz ataku. Niestety, ów atak zabiera cząstkę energii, toteż zalecam stosowanie tego podczas otoczenia bohatera (siecze równo kolesi ze wszystkich stron =P). Co do samych przeciwników nie mam zastrzeżeń – sprite’y zostały dobrze wykonane (zwłaszcza modele bossów, a Andore’a strach było bić przez wszystkie FF xD), zdarzy się jakiś bad guy z bronią, czy to z nożem, czy też z dynamitem. Bossowie potrafią przerazić nie tyle samym wyglądem, co niesamowitą siłą (Katana, tudzież Sodom [w niektórych wersjach] był szczególnie mocny, ale reszta też „dawała radę” xP), ale co to dla nas, zatwardziałych herosów, hehehe. Teren działania Walczymy na zróżnicowanych poziomach, od parku, po metro, wschodnią część miasta, ring, zasyfiałe kible, na posiadłości Belgera (ostatniego bossa) kończąc. Są też poziomy bonusowe (rozwal auto w pół minuty, etc.), które dodają dodatkowe punkty do naszego Hi-Score’a. Na każdym poziomie można znaleźć beczki, pudła, czy inne badziewia, pod którymi są ukryte: sztabki złota, winogrona, kurczaki, czy inne środki do poprawy życia, lub punktów. Trzeba również uważać na różnego rodzaju „przeciwności losu”, jak np.: ogień w poziomie Industral Area. Owszem, może to zadziałać na przeciwnika, ale samemu też nie wolno w to wchodzić (chyba logiczne). Dobrym urozmaiceniem rozgrywki są takie smaczki, jak jazda metrem, czy windą (w której też nomen omen pojawiają się kolesie do skopania). Dodaje to uroku, oraz pewnego rodzaju dynamiki grze. Przepraszam, czym tu biją? Oprócz niezawodnych pięści, oraz nóg, możemy podnieść wszelkiego rodzaju broń. Mamy tu więc rzucanie przeciwnikami (Haggarowi idzie to znacznie lepiej =P), nożem, czy też bicie metalową rurką, albo kijem baseballowym. Nie da się niestety, tak jak miało to miejsce choćby w Double Dragon, rzucić beczką, skrzynią, etc. Trochę szkoda, bo przydałaby się większa interakcja z otoczeniem. Mimo to nie należy narzekać, bo gra jest warta świeczki. Suma summarum Capcom się postarał, to trzeba przyznać. Final Fight stał się później dla niektórych firm wzorem prawdziwej chodzonej bijatyki. Ten klimat, bardzo ładna grafika, dźwięk (chodzi mi tu głównie o motywy z każdych poziomów, ale krzyki „kładących się” skurczybyków też dają radę), czy też to, że gra posiadała niesamowicie łatwe sterowanie. Nawet początkujący poradziłby sobie z tłuczeniem zwykłych przeciwników. Gorzej by było z bossami, ale to już inna historia ;) |
||||
|