RECENZJA do gry Big Nose Freaks Out (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Brytyjską firmę Codemasters znamy od zawsze. Od daty założenia (1985) do dzisiejszego dnia, gramy i podziwiamy jej wspaniałe produkcje. Największą sławę jednak zawdzięcza grom wydanym na bardzo popularnym NES. Kto z nas nie pamięta tak wspaniałych gier jak: Micro Machines, całej gamy gier z Dizzy’m, czy też gry z przezabawnym Big Nose’em. Każda z wymienionych nazw posiada naprawdę wysokiej klasy grywalność, grafikę oraz udźwiękowienie. Nie było jednak aż tak kolorowo z innymi projektami. Oczywiście zdarzały się też i kompletne klapy. Na rynek firma wprowadzała naprawdę słabe gry sportowe. Pod względem wizualnym i słuchowym niby było wszystko OK, jednak cała frajda z grania poszła w zapomnienie. Nikt nie jest idealny! Mimo to powróćmy do dobrych początków lat dziewięćdziesiątych. Przyjrzymy się dzisiaj roku 1992. Co wtedy wyszło na świat? Już wcześniej wspomniany Big Nose! Gra nazywa się "Big Nose Freaks Out!" i właśnie tą grę teraz zrecenzuję. Gra jest bardzo charakterystyczna. Ma w sobie tyle oryginalności, że trudno sobie ją porównać z inną grą. Ma w sobie jednak dużo z Big Nose The Caveman, ale to jest wytwór tej samej firmy, więc nie ma obaw, by postawić dużego plusa za sam pomysł. Nie dość, że mamy śmiesznego jaskiniowca przed oczami, to jeszcze stoi na jednokołowej deskorolce. Widać, że autorzy chcieli nałożyć duży nacisk na humor. Sama historia jest bardzo prosta i śmieszna. Nasz bohater chce sobie przechować swoje kości w bezpiecznym miejscu (miałem to nazwać „bankiem”, ale to chyba nie jest najlepsze określenie). Niestety pewien dinozaur był zbyt chciwy na jego własność i jaskiniowca okradł. Big Nose po chwili rozpaczy postanowił odzyskać własność, narażając się tym samym na różne przygody. Prosto i śmiesznie - tak aby i najmłodsi też zrozumiali. Nie trzeba było długo czekać na sukces. Gra odniosła go w parę tygodni po wejściu na rynek. Nie był on jednak aż tak wielki, jak sobie to wyobrażali producenci. Mimo to byli zadowoleni, bo te kilka milionów dolarów wpłynęło na konto firmy, a skarg na grę było niewiele. Zostawmy jednak rynek i wprowadzenie. Przejdźmy do opisu i krytyki gry. Pytając się, czy gra jest długa, można odpowiedzieć, że w sam raz. Jest dokładnie pięć przeróżnych poziomów z czterema planszami w każdej. Reasumując mamy dwadzieścia plansz. Moim zdaniem, jak na grę platformową, to w zupełności wystarczy. Jak już wspomniałem dwa zdania temu, to poziomy są bardzo różnorodne. To bardzo ważne, by gracz się nie znudził podczas gry. Autorzy wzięli sobie tą myśl do serca i stworzyli naprawdę ciekawe lokacje. Ich pomysłowość nie zna granic. Plansze są bardzo duże, kolorowe i co najważniejsze – pomysłowe. Z łatwością możemy stracić głowę myśląc gdzie mogłoby się znajdować wyjście. Szukamy i odnajdujemy ciekawe zakątki planszy – całkiem fajna rzecz. Następną rzeczą są wręcz kapitalne tajemnice! Mianowicie typowego gracza bardzo dziwi i cieszy znalezienie czegoś (na przykład ekstra życie) w miejscu zamaskowanym. Niby prosto to brzmi, ale mówię wam, że to ma swoją magię. Dziwną koleją losu, chce się zdobywać i odkrywać kolejne zagadki. Gra wydaje się tajemnicza co bardzo przyciąga. Chłopaki z Codemasters wiedzą co dobre. Uwzględnię tą cechę przy ocenie końcowej! Gdy już dojdziemy do końca danego poziomu czeka na nas oczywiście tak zwany boss. W tym wypadku jest to ten sam złodziej, który ukradł nam kości, jednak w każdym poziomie przynosi ze sobą „kolegę” w postaci większego od Ciebie dinozaura, lub czasami dla odmiany powalczy z Tobą na jakimś wynalazku. Całkiem fajne rozwiązanie tego, co ma nasz bohater pokonywać na końcu każdej lokacji. Jest jeszcze jedno małe pytanie: Czy atakujemy wszystko maczugą? Każdy chyba wie, że nie. Ta broń okazała się niewystarczająca do poziomu trudności, jaką ze sobą reprezentuje ta gra. Między innymi dlatego dodano… kamienie. Żeby było jeszcze śmieszniej, to można nimi strzelać z maczugi. Broń w sam raz na na taką grę platformową. Więcej broni autorzy nie dodali co bardzo sobie chwale. Jeśli chodzi o sterowanie, to muszę przyznać, że nie należy do najłatwiejszych. Naszego jaskiniowca trudno się prowadzi na deskorolce z powodu… praw fizyki. Bardzo często nam się zdarza, że nie dojedziemy na sam szczyt górki ze względu na małą szybkość. Czasami także jak się rozpędzimy, to potem będziemy zmuszeni hamować, a tym samym przesuwać się dalej zmniejszając szybkość. To jest właśnie fizyka. Podoba mi się jej obecność podczas gry, jednak innym może to nie pasować, bo poruszanie (w porównaniu z innymi platformówkami, w których z reguły bohater porusza się normalnym chodem) sprawia kłopoty. Jeżeli nie chcemy grać samemu, to nie musimy zmieniać grę na inną. "W Big Nose Freaks Out" można grać dwoma graczami. Można zagrać jak i w normalnym trybie z poziomami i planszami, tyle że gracze grają na zmianę. Trochę to zły pomysł, ale nie najgorszy. Na szczęście sprawę ratuje druga opcja gry. Jest to konkurs kto najwięcej uzbiera kości na danym poziomie. Bardzo mi się podoba ten tryb, z uwagi na to, że podkręca on konkurencję między graczami. Niby to taka prosta gierka, ale umie wciągnąć. Autorzy wiedzą, że najlepiej się gra we dwóch! Oni praktycznie wszystko wiedzą… CZY ONI NIE SĄ GENIALNI? Grafika jest cudowna, bardzo kolorowa, żywa. Wszystko jest bardzo pięknie pokazane. Otaczające Cię rzeczy są starannie opracowane, jednak nie ma się co dziwić. To jest rok 1992 - rok rozkwitu platformy NES. Mimo to nie postawię oceny 10 za grafikę. Są lepiej dopracowane gry na „pegaza”. "Big Nose Freaks Out" (w porównaniu na przykład z "Go! Dizzy Go!" wydanego również przez Codemasters) nie posiada bardzo intensywnych kolorów, które przykuwają wzrok gracza. Myślę, że 9 w zupełności wystarczy. Muzyka jest typowa dla producenta Codemasters. Przy użyciu swoich standardowych sampli, stworzyli po raz kolejny miłą, żywą, przyjemną muzyczkę, która pasuje do gry. Niby można to ująć jako plus, ale z innej strony firma nie pokazała nic nowego od strony dźwięku. Zauważcie, że we wszystkich grach wydanych przez Codemasters jest prawie identyczna kompozycja oraz barwa. Następnym błędem jest cisza podczas gry. Nie dostaliśmy tego zaszczytu aby słuchać muzyczki w najlepszym momencie (czyt. poruszaniu się po planszach). W rezultacie mamy wrażenie, że podczas gry czegoś nam brakuje. Muzyka jest bardzo ważna, ponieważ wpływa na nasze samopoczucie. Powinna nam towarzyszyć w każdej sytuacji… szczególnie podczas gry! Ogólnie myślę, że to bardzo dobra gra. Jest rozbudowana, miła dla oka, jak i dla ucha. Przyjemnie się gra, ale nie jest doskonała. |
||||
|