RECENZJA do gry Quattro Adventure (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Kto nie słyszał o słynnym łuczniku, Robin Hoodzie? Tym razem to my się wcielamy w jego postać i musimy uratować „księżniczkę” uwięzioną w twierdzy. Oczywiście nasza piękna jest tylko małą cząstką tego, co trzeba osiągnąć. Następnym celem jest wpisanie się do księgi mistrzów lub, jak kto woli, sławy. Po zamku rozrzucono mnóstwo złota, które trzeba zebrać (daje punkty). Aby utrudnić nam zadanie, szeryf postawił na straży mnóstwo strażników z kuszami i umieścił wiele pułapek. Oprócz nich natrafiamy też na nietoperze, pająki i „liliputy”, których nie da się zabić. Do tego wszystkiego dołączone są baseny z lawą i wodą, mające nam przeszkodzić lub po prostu zabić. Oczywiście jest to platformówka, więc wszystkie przeszkody musimy przeskoczyć i w razie, czego prześliznąć się pod nimi. Ale co z wartownikami? Do dyspozycji jest słynny łuk, broń w użyciu wymagająca od gracza odrobiny precyzji. Musimy wykazać się zręcznością i precyzją, w przeciwnym razie zginiemy. U góry po lewej i prawej stronie umieszczone są serduszka wytrzymałości i twarze-życia. Zmuszeni jesteśmy do biegania kilkakrotnie po komnacie, by jednym kluczem odtworzyć przejście do drugiej. Gra jest bardzo rozbudowana, więc zajmie nam kilka godzin, zanim ją przejdziemy. Co jest bardzo ciekawe, można skakać po każdym krześle, stole, beczce i tym podobnych bajerach. Przejdźmy do grafiki, która jest ogromną zaletą tej gry. Zarówno postać nasza jak i wartownika jest wspaniale stworzona. Doskonale da się odróżnić każdy zarys twarzy. W jakże magiczny sposób zostały zorganizowane przeszkody - jedną z nich jest zionący różowymi kulami skalny smok. Ciekawą rzeczą jest zmiana koloru sprite'a strażnika po trafieniu go strzałą. Detale są znakomite, doskonale cieniowane i urozmaicone, świetnie pasują do tamtych czasów. Zdarzy nam się napotkać beczki, kładki ruchome, stoły, wazy, które możemy wykorzystać do wyskoku. Wprost super zostały odwzorowane komnaty, lochy i wieże, przez jakie się przemieszczamy. Trzeba przyznać, że tło każdego zakamarka zamku jest wyśmienite. Następnym wielkim atutem gry jest dźwięk. Muzyczka w każdej odsłonie planszy jest inna, ale co ciekawe, gdy dochodzimy do murów, możemy usłyszeć podkład z poprzednich komnat (co także dowodzi o rozbudowanej i dobrze dopracowanej grze). Bądźcie pewni, że odgłosy nie są jakimiś piknięciami, jak to zwykle bywa z grami na NES-a. Każdy odgłos ma swoją unikalną barwę. Gdy nastąpi koniec naszego „zielonego rycerza” do naszych uszu dojdzie BUMMM, co prawda nie aż tak głośne, ale fajne. Szczere zachęcam do sięgnięcia po grę. |
||||
|