Zawczasu udało mi sie dorwać niezłą gierkę. Tą gierką jest Metal Slug 4, uważaną przez niektórych za przeciętną. Jednak udowodnię, że tak nie jest. Część czwarta nie była bezpośrednio tworzona przez zespół SNK, ale przez niejaki Playmore i Mega Enterprise. Pierwszą nowościa, jaką do się zauważyć jest intro. Nareszcie.!!! Mimo, że jest krótkie i nic tak za bardzo nie wyjaśnia to jednak sam fakt jego istnienia w pełni mnie zadowala. Twórcom serii MS wydaje się, że dobra nawalanka, nawet jakby miała powalającą grafę, muzę itp wcale nie musi mieć porządnego intra (już o outro nie wspominając). Nie podoba mi się także to, że nie możemy sobie pograć takimi kultowymi postaciami, jak Eri. Chyba każdy lubi tę laskę. Jest znakiem rozpoznawczym tej serii. Nawet ja lubie sobie pograć tą postacią. Nawet jednookiego Tarmę zabrano. W zamian za tę zniewagę otrzymujemy dwie nowe postacie, które trudno uznać za wspaniałe. Są nimi: rzująca gumę balonową Nadia i niebieskowłosy brzydal Trevor. Trevorem nie gram wogóle, a Nadią rekompensuję sobie brak Eri. Grafa nadal dobra, chociaż bez żadnych rewelacji. Nowych przeciwników jest tu jak na lekarstwo. Poza naukowcem strzelającym strzałkami zamieniającymi oponenta w orangutana i żołdaka w specjalnym, hermetycznym kombinezonie, piratami, nie ma żadnych liczących się w rozgrywce przeciwników. Do dyspozycji dano nam nowy sprzęt bojowowy: ruchomą wyrzutnię rakiet, czołg z dodatkowym opancerzeniem strzelający naprowadzanymi rakietami, wózek widłowy i oswojonego mutanta. Plansze po których sie poruszamy sa niczego sobie. Najbardziej mi przypadł poziom piąty rozgrywający się we wnętrzu pewnego statku. Gra ma aż z sześć leweli. Jest to co prawda niewiele, ale porównując w tym względzie poprzedniczki mające niespełna z pięć poziomów, wynik ten w pełni mnie zadowala. Zdarza się, że mamy możliwość wybrania jednej z dwóch dróg, którą będziemy podążać. Już nawet strzelanka jest nieliniowa. Dlatego tę grę trzeba przynajmniej przejść ze dwa razy. Grywalność jest nadal miazdżąca i nieraz będziecie w nią grać. Wadą jest niski czas grania. Na emulatorze można ją spokojnie przejść w półgodziny,. Trzeba jednak pamiętać, że ta gra była robiona w celu dojenia potencjalnych graczy z gotówki. Stąd tak wysoki poziom trudności. Ginie się raz za razem. Zapewne znajdą się szaleńcy, którzy będą chcieli udowodnić, że przejdą tę część sagi bez utraty chociażby jednego życia. Gorszych bredni jeszcze w życiu nie słyszałem. Muza w końcu porwała moje serce i duszę. Tak niezłych kawałków jeszcze nie było. Nareszczie wykonano solidną robotę w tym aspekcie. Do gustu przypadła mi melodia z lewelu piątego.
Jest ona dynamiczna i bardzo podniosła. Fabuła opowiada o tym, że nasi bohaterowie będą tym razem walczyć z pewnym szalonym naukowcem, pragnącym opanować świat przy pomocy wojsk dobrze znanego nam dyktatora (przypomina mi on trochę Saddama Husajna). Nowych broni praktycznie żadnych. Mamy nowe bonusy, takie jak: podwójny strzał (mamy pistolety maszynowe) i herb drużyny (otrzymujemy medale, co ma niby symbolizować ilość zabitych przeciwników). Reasumując gra poza miłymi ciekawostkami, jest tak naprawdę średnia i gorsza od części trzeciej. Jednak ma w sobie to coś co nie pozwala mi o niej zapomnieć.
N..W |