RECENZJA do gry Naruto Saikyou Ninja Daikessyu 2 (J) [1469] |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Jakoś tak się dzieje na rynku gier elektronicznych, że każdy szerzej znany i lubiany film lub serial musi mieć swoją adaptację na peceta lub jakąś konsolę. Co więcej, wzrost ilości takich adaptacji jest na ogół wprost proporcjonalny do popularności danego tytułu. Choć taki mechanizm działania rynku dziwić mnie nie powinien, coś jest cały czas ze mną nie tak i ze zdumienia wyjść nie mogę - w ciągu niecałych piętnastu miesięcy w Japonii na GBA wydano cztery gry o Naruto i spółce. Naruto Saikyou Ninja Daikessyu 2 ujrzała światło dzienne jako trzecia. Pozwólmy sobie ominąć szerokim łukiem rzesze śliniących się fanów i fanek młodych ninja i spójrzmy na tę grę, w miarę naszych skromnych możliwości, obiektywnie. Naruto Saikyou Ninja Daikessyu 2 to połączenie chodzonej bijatyki i platformówki - zbyt dużo tu elementów jednego gatunku, by można było tę grę przydzielić do drugiego (i na odwrót). Po pierwszych minutach grania wydaje się, że to zwykły beat'em up z hordami identycznych przeciwników nacierających na nas z uporem godnym lepszej sprawy, po kilku/kilkunastu minutach jednak zaczyna się skakanie z platformy na platformę, które będzie nam już towarzyszyło niemal do końca gry. Należy przy tym wspomnieć, że owo skakanie wcale nie jest trudne - to nie rasowa platformówka, gdzie gracz co chwilę klnie i wali pięścią w klawiaturę lub rzuca padem. Tutaj jest bezstresowo; można wręcz odnieść wrażenie, że takie elementy rozgrywki dodane zostały tylko po to, by odciągnąć uwagę gracza od monotonii kolejnych poziomów i sztucznie wydłużyć czas potrzebny na przejście gry, który i tak jest bardzo krótki - dwie godziny, i to chyba nawet niecałe. Najwyraźniej twórcy stwierdzili, że nie wszystkich stać na baterie zasilające konsolkę i stworzyli grę, którą da się przejść nie ponosząc żadnych dodatkowych kosztów. Idea to naprawdę szczytna, ale nie jestem pewien, czy gracze oczekują tego od producentów. Wiadomo natomiast czego oczekują fani - swoich ukochanych postaci. Do dyspozycji oddano nam trzy grywalne postacie (plus jedną dodatkową po przejściu gry). Są to oczywiście Naruto Uzumaki, Sakura Haruno i Sasuke Uchiha. Daruję sobie teraz szczegółowe opowiadanie fabuły serialu i powiem tylko, że fabuła gry krąży wokół egzaminu na stopień Chunina (w którym biorą udział m.in. nasi bohaterowie) i wydarzeń będących bezpośrednimi jego następstwami. Większość czasu spędzimy na uganianiu się po lesie i jakichś jaskiniach, robiąc miazgę z "przygodnie napotkanych" przeciwników. Poza prostymi combosami wykonywanymi poprzez ciągłe walenie w jeden z przycisków (po pewnym czasie zaczyna boleć kciuk) i standardowymi ciosem z rozpędu i z wyskoku, możemy użyć jeszcze jednego z trzech specjali, broni lub zwojów przywołania. Każda z postaci naturalnie ma swoje własne specjale, różniące się nie tylko wyglądem i sposobem działania, lecz również ilością chakry (życia) potrzebną na ich wykonanie. Ich przydatność jest dyskusyjna - o ile, owszem, wyglądają fajnie i potrafią zadać spore obrażenia, o tyle uszkadzają też naszą postać (poza tym gra jest na tyle prosta, że bodaj ani razu nie będziemy zmuszeni z nich skorzystać). Ba, po kilku poziomach nieustannego walenia w przycisk... tfu! wykonywania combosów zapomina się o istnieniu specjali. Nieco lepiej sprawa się ma ze zwojami - choć są tylko jednorazowego użytku, znajdujemy ich w planszach aż za dużo i często okazuje się, że kończymy poziom z pełnym ich zapasem (a możemy trzymać maksymalnie trzy zwoje naraz). Jak taki zwój działa? Przywołuje jedną z postaci znanych z serialu (m.in. Kakashiego albo Kibę), która wykonuje swój własny specjal, na ogół bardzo potężny, co czyni tę łatwą grę jeszcze łatwiejszą. Zupełnie bezużyteczne są za to wszelkie znajdywane po drodze shurikeny, igły i inne tego typu atrybuty wojowników ninja. Owszem, zabijają zwykłych przeciwników jednym uderzeniem, ale nie można przechowywać ich na później - jak już podniesiemy, to musimy rzucić. Bezsens. Przeciętna plansza składa się na kilka dość krótkich sekcji. Większość z nich to typowe "idź do przodu i zniszcz wszelkie próby oporu", zdarzają się jednak wśród nich też takie, które trzeba pokonać w określonym czasie, bądź wzięte prosto z Sonica ("biegnij do przodu z nienaturalną prędkością i zbieraj po drodze możliwie najwięcej bonusów"). Gry beat'em up mają na ogół problemy z grywalnością - po kilkudziesięciu minutach graczowi może odechcieć się wciąż oklepywać facjaty tych samych wrogów, jeśli nie ma do dyspozycji naprawdę bajeranckich ciosów i technik popartych jakimś nowatorskim pomysłem z zakresu rozgrywki. Twórcy Naruto Saikyou Ninja Daikessyu 2 starali się tej nudzie zapobiec wprowadzając wspominane już przeze mnie urozmaicenia, ale na marne. Nudno zaczyna być już po kilkunastu minutach i nie pomagają ani przywołania, ani ciosy specjalne, ani efektowne znikanie i pojawianie się za plecami przeciwnika. Na domiar złego bossowie niemiłosiernie się powtarzają i niemal z każdym jesteśmy zmuszeni walczyć kilka razy. Żeby chociaż stanowili oni jakieś wyznanie, ale nie, gdzie tam... W dowolnym momencie gry możemy przełączać się pomiędzy postaciami, więc jeśli jedna z nich jest bliska omdlenia, zawsze możemy skopać przeciwnikowi tyłek drugą, a potem jeszcze poprawić trzecią. Czasami tylko fabuła nie pozwala na coś takiego, ale i wtedy trudno nie jest, bo co z tego, że boss ma kilka dobrych i silnych ciosów, skoro możemy przeteleportować się za niego i sprzedać mu kilka kopów na ostudzenie zapału? Że co? Blokuje się? No dobra, trudno, to my też blokujemy (a zablokować można chyba każdy atak), odskakujemy, czekamy, aż zacznie wykonywać cios, wtedy przenosimy się za jego plecy i tak do skutku... Ten sposób może (ale tylko może) nie działać na raptem jednego przeciwnika w całej grze, ale to akurat żadna przeszkoda, bo możemy go wykończyć zwykłymi atakami z wyskoku. Jedynym plusem tych paskudnie schematycznych walk jest to, że dzięki całemu temu teleportowaniu się wygladają dość efektownie... tylko co komu po tym? (Tym bardziej że gramy przecież na GBA, gdzie wielkość ekranu nie służy widowiskowości.) A propos widowiskowości - ogólnie rzecz biorąc wygląd gry to jej największy atut. Grafika jest całkiem dobra, choć niektóre tła detalami zdecydowanie nie grzeszą. Bolą też okropne spowolnienia, gdy na ekranie pojawi się większa ilość ruchomych sprite'ów, oraz stosunkowo niewielka różnorodność zarówno lokacji, jak i przeciwników. Straty te są jednak skutecznie nadrabiane wyglądem postaci i ataków specjalnych. Nie jest to może arcydzieło (o wielu rzeczach da się powiedzieć, że "mogłyby jednak być trochę lepsze"), jednakże grafika nie bije po oczach i nie doprowadza do obłędu. Niestety nie da się tego powiedzieć o muzyce, która jest niczym powrót do ośmiu bitów rodem z najgorszego koszmaru gracza. Wiele lepszych melodii słyszałem już na NES-ie, o konsolach kolejnych generacji nawet nie wspominając. Kompozycje są proste (by nie rzec banalne), a jakość dźwięku po prostu straszy. Gdybym nie grał w Zone of the Enders: Fist of Mars, pewnie moje wymagania nie byłyby tak wysokie, stało się jednak inaczej. Przykro mi, szanowny Panie Od Dźwięku, kimkolwiek jesteś, ale muzyka kompletnie ci nie wyszła. Na jej tle dźwięki prezentują się znacznie lepiej, choć nie jest to nic, co znacząco wybijałoby się ponad przeciętność. Zupełnie jakby ktoś zapomniał, że wraz ze swoim zespołem robi grę na GBA, a nie na jakąś ośmiobitową konsolę z końca lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Co tu dużo mówić - Naruto Saikyou Ninja Daikessyu 2 jest grą dla fanów Naruto, czy to mangi, czy anime. Jej grywalność nie jest najlepsza, czas potrzebny na jej przejście jest niewybaczalnie mały, a motywacja do przechodzenia plansz więcej niż raz słaba - niby mamy punkty i ocenę za wykonanie każdej misji, ale nie przebijają one monotonii okładania tych samych wrogów po raz dziesięciotysięczny. Dodatkowe tryby gry, jeśli w ogóle istnieją, są trudno dostępne (co znaczy tyle, że mi nie udało się do nich dotrzeć). Do tego dochodzi jeszcze bariera językowa, bo jak na razie gra została wydana tylko w Japonii (choć jej pierwsza część doczekała się już wydania amerykańskiego, więc wszystko jeszcze przed nami). Zamiast atrakcyjnej rozgrywki mamy postacie znane z serialu i komiksu. Drogi chłopcze, ślinisz się na widok Sakury? Droga dziewczynko, twoim marzeniem jest spotkać się kiedyś z Sasuke? Drogie dzieci, chcielibyście dokopać Orochimaru i Gaarze? Oto gra dla was! Wszystkim innym jej nie polecam. Możecie sobie obejrzeć ją z ciekawości, ale wątpię, by poważnie was wciągnęła. Nie zrozumcie mnie źle - Naruto Saikyou Ninja Daikessyu 2 nie jest grą złą. Po prostu nie ma w sobie tego czegoś, co przyciąga graczy na dłużej i pozwala wystawić wysoką ocenę. Szanse, że staniesz się fanem tej gry nie będąc jednocześnie fanem mangi i/lub anime, na których podstawie została wykonana, są naprawdę niewielkie. |
||||
|