przejdź do informacji o grze

tytuł: Bastard!! - Ankoku no Hakai-shin (J)
system: Super Nintendo gatunek: Bijatyka
Widok: NORMALNY Przejdź do widoku:

RECENZJA do gry Bastard!! - Ankoku no Hakai-shin (J)

Umieścił: Scooter Fox Status info: ZATWIERDZONE
Data dodania: 12.01.2006, 18:56 Punkty: 10
Zadajmy sobie pytanie - dawno, dawno temu, za czasów SNES-a, jakież to bijatyki królowały w sercach graczy? Mortal Kombat, Street Figter i inne dwuwymiarowe mordobicia. Kanon był wtedy ustalony jasno - dwoje przeciwników po dwóch stronach ekranu, pole walki płaskie i bez krzty głębokości dającej możliwość robienia uników, dynamiczna akcja i szybkie walki. Podówczas nie było chyba żadnej gry, która zdobyłaby znaczącą popularność wyrywając się jednocześnie z tych schematów. To, że rezultatów nie było, nie znaczyło oczywiście, że nie było też prób. Jedną z nich była adaptacja pewnej mangi na konsolę Super Nintendo. Mowa tu oczywiście o Bastard!! Ankoku no Hakai-shin (w tłumaczeniu - Bastard!! The Dark God of Destruction).

Zacznijmy od samej walki, bo to jest w końcu w bijatykach najważniejsze. Przede wszystkim nie istnieje coś takiego jak walka w zwarciu. Zamiast tego mamy coś a la Dragon Ball - sianie atakami na odległość przeróżnej maści i raz na jakiś czas szarża na przeciwnika w celu zadania pojedynczego ciosu, po czym natychmiastowe oddalenie się. Jest to zasługa głównie tego, że walka odbywa się na dwóch płaszczyznach - jedna z postaci znajduje się bliżej ekranu, druga zaś dalej. Postacie nigdy nie znajdą się w tej samej odległości "od ekranu" na dłużej niż ułamek sekundy, ponieważ jedyną okazją do zaatakowania z bliska jest zmiana stron; nie można tak po prostu podejść do swojego przeciwnika. W tej sytuacji olbrzymia większość walki jest sianiem pociskami na lewo i prawo, próbując trafić przeciwnika. "Na lewo i prawo" należy tu traktować dosłownie, bowiem podstawowy atak (w przypadku różnych postaci różnie on wygląda - dla ninji jest to shuriken, dla głównego bohatera ognista kula itd.) można wykonać w czterech różnych kierunkach. Wbrew pozorom czyni go to niemal całkowicie bezużytecznym, ponieważ lekkim ruchem w dowolną stronę daje się na ogół taki pocisk ominąć. Podstawą zatem stają się ataki specjalne i tu zaczyna się problem - jeśli nie wiesz, jak je wykonać, w starciu z komputerowym przeciwnikiem nie masz właściwie żadnych szans. Nie ma tu poziomów trudności - ani w Story Mode, ani w vs Battle nie można go wybrać. Mogę zrozumieć ich nieobecność w pierwszym z tych trybów, w końcu autorzy mogli chcieć, by graczowi było wraz z kolejnymi walkami coraz trudniej, ale dlaczego nie ma ich również w drugim trybie, nie jestem w stanie odgadnąć. Likwiduje to całkowicie problem naciskaczy losowych przycisków, ale potrafi też bardzo zniechęcić normalnych, ale początkujących graczy, jako że w każdym starciu walczący mają sporo życia i wykończyć ich szybkim combosem nie sposób (również dlatego, że combosy w tej grze właściwie nie istnieją). Nie ma też tu dynamiki - walki są na ogół raczej powolne i składają się w dużej mierze z wyczekiwania na ruch przeciwnika (co, jak podejrzewam, jest bezpośrednim efektem braku walki w zwarciu).

We wspomnianym już Story Mode autorzy przedstawili nam fabułę, ale spójrzmu prawdzie w oczy - bez znajomości mangi lub anime sprawia ona wrażenie bezkształtnej papki, w dodatku podawanej w wyjątkowo małych ilościach. Głównym bohaterem jest potężny mag Dark Schneider, który odradza się w ciele chłopca i musi z nim to ciało dzielić. Naszemu Mrocznemu Krawcowi w opanowaniu świata (taki bowiem cel przyświeca naszemu bohaterowi) przeszkadzają dawni sprzymierzeńcy i nowi wrogowie, których Schneider musi skłonić do ponownej współpracy lub po prostu zabić. Uwierzcie mi, całość jest dokładnie tak uboga, na jaką wygląda, i ratują ją chyba tylko same walki, jeśli komuś sposób ich rozgrywania nie przeszkadza, oraz wygląd żeńskich postaci, ze skąpym wdziankiem biuściastej mrocznej elfki Arshes Nei na czele... a tak na poważnie - fabuły nie ratuje nic. Równie dobrze mogłoby jej nie być, a gra nic na tym by nie straciła. Biorąc pod uwagę ździebko apokaliptyczne tło historii można zakładać, że w mandze pomagało to stworzyć klimat, w grze jednak ledwo się go zauważa, ba, gdyby nie intro, pewnie nawet gracze by o nim nie wiedzieli.

W tworzeniu klimatu nie pomaga też muzyka. Cóż, ja lubię heavy metal, ale to, co pobrzdękuje w tle Bastard!!, to jakieś kosmiczne nieporozumienie. Pamiętajcie dzieci, jeśli nie wiecie, jak się za coś zabrać, nie zabierajcie się za to w ogóle. Podejrzewam, że kompozycje z Bastarda!! zagrane na normalnych instrumentach brzmiałyby zupełnie dobrze, ale z głośników podczas gry wydobywa się taka kakofonia, że nie pozostaje nic innego, jak tylko wyłączyć dźwięk. Muzykę da się wytrzymać, owszem, ale po co męczyć uszy, skoro można grać bez głosu? Z tego też powodu nie bardzo mogę opisać resztę dźwięków - w gruncie rzeczy nie miałem zbyt wielu okazji do zapoznania się z nimi. Na pewno nie brzmią ani źle, ani dobrze, bo wtedy zapadłyby mi w pamięć, a skoro tak, to spokojnie można dźwięk wyłączyć i mieć święty spokój.

Na koniec wypadałoby jeszcze napomknąć o grafice, która jest, muszę przyznać całkiem niezła. W związku z tym, że postacie potrafią lewitować (a przynajmniej potrafi to większość z nich) i nie są ograniczeni wielkością areny, ziemia pod nimi jest ruchomą teksturą, co było bardzo częstą praktyką głównie w wyścigach na SNES-a. Choć zwykle wygląda to raczej słabo, w Bastardzie!! nie jest aż tak źle, choć ta metoda nigdy nie pozwalała na osiągnięcie jakichś fajerwerków graficznych. Tła prezentują się o wiele lepiej; za nie grafikom należą się prawdziwe pochwały. Gdzieś pośrodku plasują się natomiast sprite'y walczących - względnie mały rozmiar postaci nie pozwolił na umieszczenie większej ilości detali, toteż nie ma się nad czym zachwycać - ot, robota na porządnym poziomie.

Bastard!! miał potencjał na grę rewolucyjną w swoim gatunku, ale złe rozwiązania zastosowane w wielu miejscach skutecznie ten potencjał zmarnowały, dzięki czemu gra stała się jeszcze jedną ze strumienia przeciętnych, nikomu poza Japonią nieznanych ekranizacji mang i anime. No, może Bastard!! aż taki nieznany nie jest, bo doczekał się amatorskiego tłumaczenia ROM-u na język angielski, ale wierzcie mi, grając w japońską wersję wiele nie tracicie - raptem niewyszukane i nieliczne dialogi w Story Mode i kilka innych napisów. Jeśli macie wolną chwilę i chcecie zobaczyć coś nowego, włączcie tę grę, jeśli jednak macie cokolwiek innego do grania, nie traćcie na Bastarda!! czasu.
Grafika: 7/10 Dźwięk: 3/10 Grywalność: 5/10 Ocena ogólna: 5/10