RECENZJA do gry Teenage Mutant Ninja Turtles II - The Arcade Game (J) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
No dobra, mini test: jakie jest KONAMI? No? Nie wiecie? Nie odrobiliście zadania domowego? KONAMI jest WIELKIE. Taka jest poprawna odpowiedź. Jeśli znamy tą prawdę ogólnie przyjętą i prawdziwą pod każdym względem, przejdźmy do punktu kulminacyjnego, czyli recenzji. Gra została stworzona przez speców z KONAMI, dlatego jest pełna wdzięku, gracji i ocena końcowa nie będzie niższa niż siedem. Ups, uprzedzam fakty. Ale taka prawda (w końcu grałem), a nie każdy ma czas czytać recenzję do końca (połowa i tak patrzy tylko na oceny końcowe). Okie, to słowem wstępu. Jeszcze tylko tytuł, aby tradycji stało się zadość: "Teenage Mutant Ninja Turtles 2". Gra jest chodzoną bijatyką w niby-3D (można przejść w głąb ekranu, fani Kunia wiedzą o co chodzi itp.), a sterujemy w niej oczywiście zmutowanymi, nastoletnimi żółwiami Ninja (tak przy okazji: zauważyliście jak żałosny jest ten tytuł ? Tu są co co najmniej dwie sprzeczności na które mało kto zwraca uwagę, bo się powszechnie przyjęły. Paranoja !). Tak więc zawiązanie akcji następuje podczas pożaru jakiegoś budynku, w którym jest znajoma żółwi, niejaka April. Pech chce, że żółwie to widzą i postanawiają ją stamtąd wyciągnąć i, co ciekawsze, są tam wrogowie próbujący im przeszkodzić. Zabawa w płonącym budynku nie grozi jednak poparzeniem, ponieważ żółwie głupie nie są i nie wejdą w ogień, nawet gdy je tam usilnie wpychamy :). Tak więc po rozwaleniu BOSS'a pojawia się Shredder (skąd? Z ziemi wyrasta, a jak!) i zabiera naszą sierotkę. Reszta fabuły zahacza o absurdy znane opowieściom o mutrantach z tysiąca i jednej nory, choćby wywołanie zimy stulecia w Nowym Jorku na wiosnę. Przyjdzie nam się prać na ulicy, parku pokrytym śniegiem, autostradzie (ujeżdżając deskorolkę), bocznych uliczkach, pod mostem, w budynkach no i tzw. "Dimension X". Full vypas! Cofnijmy się do menu tytułowego. Można wybrać grę na jednego lub dwoje mutantów. Oddano nam do wyboru czterech bojowniczych żółwi, z czego żaden nie różni się od pozostałych poza posiadaną bronią i kolorem opaski. Ale po co komu więcej różnic? System walki jest wyjątkowo prosty, żeby nie powiedzieć zbyt prosty czy prostacki. Jeden przycisk to skok, drugi to cios. W sumie można z tego systemu wymodzić trzy ciosy. Dla mnie to stanowczo za mało! Zbyt wielkie uproszczenie jak na mój gust. Musicie wiedzieć, jeśli jeszcze nie wiecie, że w bijatykach najważniejszym elementem gwarantującym grywalność jest... no, może ktoś wie? SYSTEM WALKI !!! A w żółwiach prezentuje się, że - uaaach - ziewać się chce. Dodatkowo denerwujące jest to, że niw można walnąć wroga dwa razy pod rząd. Wygląda to tak, że trzaśniemy raz delikwenta i machamy drugi i trzeci, a on nic sobie z tego nie robi. Wtedy najczęściej dostajemy przez skorupę. Najbezpieczniejszym sposobem jest atakowanie ich z góry, bo można odskoczyć a i oni lecą na tyłek. Jak już jesteśmy przy temacie wrogów: tych jest niewiele rodzajów. Przez lwią część gry mierzymy się ze zwykłymi robotami, co to wyglądają jak niedorobione ninja. Dobrze chociaż, że różnią się kolorami i orężem. Są tacy co walczą swymi kończynami ale też i ci, co wywijają mieczem, gwiazdkami, młotami, bumerangami... Później zasób wrogów się zwiększa: dochodzą małe robociki rażące prądem, robopieski, skaczące bałwany (!), tygrysy i zakute pały (czytaj: roboty ze zwiększonym pancerzem, wytrzymałością, rozmiarami itp.). Do tej radosnej rodziny bad gujsów dochodzą BOSS'owie. Tych nie ma co opisywać: są groźni, niebezpieczni, z gęby im jedzie i robią krzywdę o wiele bardziej efektywnie niż przeciętne robaczki. Opisałem już wygląd, lecz nie wspomniałem o ich stylu walki. Te dziady całkiem sprytne są! Małe robociki i pieski to żadne AI, ale już te większe roboty... jeden zachodzi nas od tyłu, chwyta nas, drugi okłada - czysta współpraca. Skrzętnie wykorzystują to, że drugi cios się nie liczy i nam oddają. Czasem, niektóre ich ataki są naprawdę groźne. Grafika jest ładna, czyli taka jak zawsze w produkcjach KONAMI. Przyczepić się mogę jednak do sterylności plansz i ubogiej kolorystyki. W niektórych planszach dominują kolory szare, co może oddaje klimat Nowego Jorku, ale zmniejsza radość z grania. Raz to nawet zacząłem się zastanawiać czy coś się popsuło z grą czy telewizorem. Na szczęście po czarno-białych planszach wróciły te, w których grafikom się rozlała farba. Postacie są animowane poprawnie. Prawdę mówiąc brakuje tutaj jakichś zgrzytów. No, może styl chodzenia żółwi? Ale co ty możesz wiedzieć o stylu chodzącego, zmutowanego żółwia? Muzyka jest niezła. Oddaje klimat żółwi ninja i zawiera tematy muzyczne występujące w serialu. Dźwięki są także bardzo dobrze dobrane. Podoba mi się zwłaszcza dźwięk wybuchu. Taki "BDYDŻCH!!". Naprawdę mi się podoba. W grze nie ma kwestii mówionych i nie powinno to nikogo dziwić. "Nastoletnie Zmutowane Żółwie Ninja II" to dobra gra, która nie uchroniła sie od błędów. Fani bijatyk ze złożonymi kombinacjami klawiszy mogą ją sobie raczej odpuścić. Ta gra jest dobra raczej dla nowicjuszy, co nie nadążają przekładać palców po klawiaturze bądź dżoju z częstotliwością powyżej pięciu Herzów. Również fani serialu nie powinni być zawiedzeni. A jeśli ty czytasz tą recenzję z własnej i nieprzymuszonej woli, to tez powinieneś ściągnąć tą grę. Widać, że się nią zainteresowałeś, więc nie ma co się teraz rozmyślać. |
||||
|