RECENZJA do gry Contra 2 |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Kolejna misja, którą tylko ja mogę wykonać. Tam, gdzie zawodzą konwencjonalne środki aplikowany jestem ja. Lekarstwo na schorzenia pałętające się po ziemi. Na wirusy rzeczywistości, ból i zniszczenie. Im dalej w to wchodzę tym bardziej widzę schorowany świat pełen okrucieństwa, przedsionek piekła, znamiona apokalipsy. Jeden strzał, jedna śmierć. Początek zawsze wygląda tak samo. Zrzucany w sam środek piekła, zdany tylko na siebie i swoje umiejętności, pełen szaleństwa i odwagi, komandos. Znowu cały świat patrzy się tylko na mnie. Ile jeszcze? Ten nie jest pierwszy a i pewnie nie ostatni raz. Zadanie jest proste tylko na odprawie: przedrzeć się do wylęgarni obcych i zabić matkę. Gdy ona zginie, cała reszta wymrze i nie powróci. Ale ja wiem, że to nieprawda. Potrzeba naprawdę niewiele czasu, by ścierwa z kosmosu powróciły i rozpoczynały znów swą krucjatę. Naprzeciw nim staję sam lub w dwójkę z moim dobrym kompanem. Jesteśmy tak samo dobrze wyszkoleni. Dwumetrowe skoki, ostrzał z ziemi, czy też obsługa lasera. To wszystko jest naszym... żywiołem. Sami zapewne niewiele byśmy zdziałali, dlatego oddano nam do dyspozycji pięć rodzajów broni. Każdą znam doskonale, niektóre tylko dodatkowo ulepszono, by raziły większą liczbę wrogów. Karabin, pistolet, shotgun czy też miotacz ognia - sam wybieram, którą chcę się posługiwać. Podczas bitwy mam szansę zestrzelić paczkę z bronią. Wrogowie na początku nie sprawiają kłopotów. Ba, na początku przypominają nawet ludzi. Zwykłych terrorystów. Jak to się człowiek może łatwo przejechać na powierzchowności. Wewnątrz to bezlitosne kreatury, mutanty, zespolenia ludzkiego DNA z obcym. Brnąc dalej w ten koszmar mamy okazję przekonać się o naturze tych... tych... no właśnie, czym oni w końcu są? Może kosmitami, a może pochodzą prosto z piekła? Może są nieudanym eksperymentem, a ja jestem tylko sprzątaczem? Czyścicielem? Sprzątaczką? A może to ludzie po kontakcie z jakimś wirusem? Co się stanie, jeśli mnie też to dopadnie? Cierpiący ludzie bez wolnej woli czy też symbiotyczne organizmy... nie, to nie temat na teraz. Teraz chodzi jedynie o wykonanie zadania. Zagłębiając się w kolejny korytarz jestem przepełniony... strachem? Nie, to adrenalina... tak, to adrenalina. Jednak nie mogę się pozbyć myśli, że mój umysł ma omany. Przewidzenia. To wygląda jak czeluścia piekieł. To nie dżungla, o nie. Tam wszystko było inne. Tutaj jest takie uporządkowane. Budynki znajdujące się w łańcuchu gór, instalacje elektryczne połączone z organiczną substancją, powodującą mój niepokój. Gdzie te czasy, gdy zajmowałem się prostymi terrorystami? Już teraz mój palec nie opuszcza spustu, a co będzie potem? A co jeśli natrafię na problem, w którym moja broń mi nie pomoże? Bywały już takie sytuacje, w których polegałem na sile moich nóg. Wystarczy się rozejrzeć. Całe to miejsce wygląda jakby żyło. Nie zatrzymuje się nie tylko z powodu mojej misji, ale też z powodu podłoża. Takie... lepkie... świecące... mógłbym spaść do czegoś jakby żołądek i się nigdy nie wydostać. Rozpuszczony przez wydzielinę matki i podany jako białkowa pożywka dla jej larw. Zanim to się stanie rozpętam tu piekło. Moje własne. To miejsce rozświetli się wybuchami, które tak pieszczą i niszczą jednocześnie moje oczy. N i e w a ż n e . Tak, to pewnie schizofremia. Jak stąd wyjdę, nie będę tym samym człowiekiem. Czasem nawet słyszę muzykę. Huk wystrzałów jest dla mnie muzyką, lecz ja słyszę coś ostrzejszego. Jakby kontakt z realnym światem, podtrzymuje mnie przed samobójstwem. Hy, komandos myślący o samobójstwie. Jak ja teraz wyglądam? Tchórz? Mięczak, może. To dlatego, że za dużo myślę. Komandos nie myśli tylko wykonuje zadania. Ale ta muzyka... chociaż tylko w mojej głowie... podoba mi się. Bycie obłąkanym nie jest chyba takie złe. Jeśli mi się nie powiedzie nie wyślą ekipy ratunkowej. Zostanę tu. Po chwili mojej śmierci zostanę zapewne przetrawiony. Mam nadzieję, że zanim moja świadomość zaniknie, zobaczę atomowy grzyb. Ale misja czeka. Myślenie o śmierci nie jest rozsądne, gdy do niej jeszcze daleko. Może dlatego tak namiętnie o niej myślę. Jedno jest pewne: jeśli mi się nie uda, przyjdą następni, dopóki misja się zakończy powodzeniem. I kto tu jest szalony? PS. Nie wiem jaki to ma związek, ale ktoś kazał mi przekazać pewne zdanie, stwierdzenie, fakt. Brzmi ono mniej więcej "Konami jest wielkie"? Nie! Ono brzmiało "KONAMI jest wielkie". |
||||
|