RECENZJA do gry Beavis and Butt-head (U) [!] |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Są na świecie rzeczy, które się filozofom nie śniły. Bez zbędnych przykładów przejdę do sedna sprawy, czyli gry, która jest sprzecznością dwóch gatunków. Przygodówka wraz ze zręcznościówką to jest trochę niefortunne połączenie. Oba te elementy zeszły się w grze "Beavis and Butthead" na konsolę Sega Genesis. O ile dobrze zajarzyłem to gra na segę jest niejako bezpośrednią kontynuacją gry pod tym samym tytułem, lecz wydaną na SNES'a. Gra zaczyna się w momencie, gdy kolesie wydają kasę na dwa bilety na koncert GWAR (yeah, yeah, yeah!). Niestety wredny pies sąsiada porywa te bilety, zjada je i wymiotuje. Nie byłoby to takie straszne, gdyby nie sam sąsiad i jego maszyna zagłady w postaci kosiarki. I tak bilety zostają rozdrobnione i rozesłane po całej okolicy. Jakkolwiek dziwnie się to zaczęło, możecie mi wierzyć, że niekonwencjonalnych rozwiązań w tej grze jest sporo. Ale co zrobić; na samym początku jest ostrzeżenie, że bohaterowie nie są ludzmi tylko bohaterami kreskówki. Gra jest platformówką w 2D z wyraźnymi elementami przygodówki. Zbieramy przedmioty, używamy je w różnej konfiguracji, głowimy się nad zagadkami i wybieramy najbardziej nielogiczne rozwiązanie, które okazuje się prawidłowe. Dziwnych rzeczy w tej grze jest po prostu masa. Jak można wykorzystać wędkę, gdy nie ma w pobliżu wody? A gdy użyjemy na przynętę walkmana? Ta gra zabiera niejako do obcego wymiaru, w którym nieprawdopodobne jest możliwe. Wróćmy jednak do podstaw. Prowadzimy dwie postacie naraz i każda może nieść po cztery rzeczy. Jeśli trzeba, można coś wyrzucić z ekwipunku. Oprócz przedmiotów możemy używać także broni, na którą to jest osobne miejsce. Bronie także są niekonwencjonalne: na samym początku zabawy dysponujemy pierdnięciem i beknięciem (!). Zwłaszcza te dźwięki są tak sugestywne, że autentycznie może się zrobić niedobrze (jeśli nie trawisz tego typu żartów, lepiej odpuść sobie tą grę). Wraz z postępami w grze otrzymamy splujkę, kij, czy też karabin maszynowy strzelający samoprzylepnymi strzałkami. Denerwuje trochę fakt, że aby prowadzić ciągły atak nie wystarczy wcisnąć przycisk, ale regularnie w niego trzaskać. Elementy przygodówkowe miksują się wraz z platformowymi co czasem jest sporym przegięciem. Wystarczy wspomnieć, że jeśli zapomnimy o jakimś drobnym szczególe, możemy pożegnać się z życiem i tym samym ekwipunkiem. Jedynym ratunkiem w takiej sytuacji jest password czy też save. Dajmy na to, że rozwiązaliśmy zagadkę, ale trzeba uciekać przed wściekłą babą. I klops! Ale ty, graczu, podświadomie wiedziałeś, że te szczury i kałuże bez czegoś ekstra to nie wyzwanie. Dodajmy jeszcze, że nawet ujdziesz z życiem uciekając, lecz nie powstrzymasz jej z powodu nieprzygotowania terenu. I co teraz? Wczytać? A może obejdzie się bez tego? Dodajmy jeszcze, że KTOKOLWIEK kogo zobaczysz na ulicy, w szkole czy w sklepie to wrogowie. Czy na czole naszych bohaterów napisane jest "atakuj tutaj"? A sama walka z przechodniami jest trochę monotonna i mimo wszystko niebezpieczna. Dobrze, że każdy wróg zostawia bonus do siły. A propos wrogów: często respawnują się w tym samym miejscu mimo ich wcześniejszego zejścia. Wystarczy się lekko cofnąć i już możemy być pewni, że coś nas znów zaatakuje. Mimo wrogów, których dość łatwo pokonać, zdarzają się miejsca, które są idealne do zlikwidowania nas. Są lokacje w których niewłaściwy ruch kosztuje nas całe życie. A to, że w grze nie ma podziału na życia czy continue tylko powoduje, że jest trudniej. Przynajmniej dla kogoś, kto nie wie co zrobić i czego robić nie powinien (podpowiedź: nie używaj kalosza jako przynęty, bo źle na tym wyjdziesz). Lokacji jest w sumie... a kto by to liczył. Trafimy do supermarketu, szkoły, szpitala czy też do baru szybkiej obsługi i trzeba przyznać, że gdzie nie pojawią się bohaterowie tam odbędzie się spora rozróba. Poruszanie się między lokacjami odbywa się za pomocą pilota i telewizora. Sam dom jest czymś w rodzaju przystanku pomiędzy kolejnymi etapami, ale wykonuje się w nim także część zagadek. Niewiele można powiedzieć o lokacjach. Nie są ani brzydkie ani nie są przepełnione szczegółami. Zdarzają się monotonne elementy, jak na przykład korytarz w szkole. Mianowicie jest długi a jedynymi szczegółami są drzwi i szafki. po niektórych lokacjach można się poruszać wgłąb planszy, co ja nazywam "niby 3D" czy też "pseudo 3D". Omawiając lokacje nie można wspomnieć o grafice. Ta prezentuje się całkiem dobrze. Postacie są identyczne jak te z "MTV", a ich animacja jest zadowalająca. Całość jest jednak przerysowana w karykaturalny sposób, co mi osobiście przypomina stylem "South Park". Lokacje miejscami wyglądają niedbale, narysowane jakby od linijki. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest to zapewne zamierzona stylizacja, niemniej jednak należy zwrócić na nią uwagę. kolory są ładne, nie pstrokate ale też nie są ciemne. Ogólnie grafika się broni. Muzyka i dźwięki. Jakby to ująć... dźwięk w konsoli Genesis jest denerwujący. Słuchając niektórych BGMów może się człowiekowi odechcieć grać. Po prostu ogół gier na tą konsolę ma coś takiego, co - przynajmniej mnie - odpycha. trudno jest mi to nazwać, ale podczas gry w B&B będziesz wiedział co mam na myśli. Sporą niespodzianką są więc dźwięki, które to perfekcyjnie udają rzeczywiste (od tego pierdnięcia naprawdę może robić się niedobrze). Dodajmy do tego, że w grze słychać głosy bohaterów. Co prawda niewiele jest tekstu słyszanego, lecz jest dobrej jakości i można zrozumieć co postacie mówią. Jak teraz patrzę na tą recenzję to wydaje mi się, że ją zjechałem od góry do dołu. A tak naprawdę to ta gra jest bardzo dobra i naprawdę wciąga. Po prostu niektóre elementy nie pasują do przygodówki. Jeśli platformówki nie są ci obce a i pogłówkować lubisz, twardy żart cię nie odstraszy oraz lubisz absurd to ta gra jest stworzona dla ciebie. |
||||
|