RECENZJA do gry Fatal Fury (E) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Mogłoby się wydawać, że zrobić dobry fighting nie jest trudno. Wystarczy wymyślić z dwadzieścia postaci, dla każdej zrobić parę różnych ciosów, speciali i combosów, dodatkowo stworzyć przyzwoitą ilość klatek animacji, dorobić tła i wykończyć szlifem programisty (żeby cios zabierał uderzenia, aby combosy wykonywało się po określonej kombinacji itp.). Grając jednak w grę "Fatal Fury" można dojść, że bijatyka wcale nie jest takim łatwym produktem do zrobienia. W grze nie chodzi tylko o wygranie pojedynku i zajęciu pierwszego miejsca w zawodach, lecz także o pokonaniu pewnego wysoko postawionego szefuncia. Aby tego dokonać, należy przebrnąć przez szereg pojedynków. Na początku możemy wybrać którą postacią chcemy grać. Niestety ich liczba - trzy - nie jest powalająca i nie zadowala fana bijatyk. Możnaby postawić kontrargument, że np. w "Metal Slugu 2" są cztery postacie i nikt nie narzeka. Ale wiecie, to inny gatunek gier i to co w strzelankach jest właściwie zbędne, w bijatykach powinno być wyszczególnione. Niby mała ilość ludzi jest usprawiedliwiona fabułą, lecz marna to pociecha. Małą ilość postaci mógłbym jeszcze wybaczyć, gdyby były one chociaż dopracowane. Każda postać ma cios, kop i rzut. Oczywiście dochodzą jeszcze owe ciosy z wyskoku i z przykucnięcia. Dodatkowo są dwa czy trzy speciale. O jakichkolwiek combach można zapomnieć, bo jest po prostu mała liczba przycisków. To natomiast można wytłumaczyć małą liczbą przycisków na padzie w konsoli. Hmm, ja w tym momencie doszedłem do wniosku, że ta konsola nie nadaje się do bijatyk, a to, co było dopuszczalne na NES'a, tutaj jest karygodne. Speciale wykonuje się dość prosto i nie wychodzą poza granice zdrowego rozsądku. Wiecie, dół-przód-cios i te sprawy. Wrogów w sumie do pokonania jest osiem, z czego dwie to te, które można wybrać w menu. Przeciwnicy przedstawiają różne style walki i różne typy osobowości. I tak trafimy na dziadka ze zmienną naturą, przechwalającego się wrestlingowca Raidena, czy też czarnoskórego boksera. Mimo wszystko każdy ma standardowe ciosy i ruchy, które widzieliśmy choćby w serii Street Fighter. Lokacje nie przedstawiają jakichś niesamowitych miejsc, nie mają większych szczegółów czy też przedmiotów do pizgnięcia przez przypadek. Podłoże nie jest trójwymiarowe (a zdarzały się gry, które takowe miały i na SNES'ie) w tle coś się porusza, ale to za mało by było ono interesujące. Największym bajerem jest zmiana palety barw co rundę, co znaczy tyle co zmiana dnia i nocy. W jednej rundzie zanotowałem też zmianę pogody (deszcz, jakby ktoś się pytał). Pomysły oryginalne, ale nie zostawiają jakiegoś pozytywnego wrażenia po zsumowaniu. Ogólnie grafika wypada dość przeciętnie. Postacie nie wyglądają jakoś wyjątkowo, tak jak tło. Liczba klatek jest niby przyzwoita, ale poruszające się postacie jak i same ciosy wyglądają pokracznie. Dodajmy do trego przydługi skok i opad, przez które to gra ma bardzo wolne tempo. Mimo wszystko trzyma to się jakoś kupy. Dźwięk jest - jak na mój gust - żałosny. Najbardziej mi przypomina jakiś tani syntezator. Jakkolwiek by się twórca muzyki starał, brzmi ona nieprofesjonalnie. Szczęście w nieszczęściu można dźwięk wyłączyć w opcjach emulatora. Czy jakiekolwiek słowo podsumowania jest tutaj potrzebne? Ta gra utrzymuje się dość nisko w moich rankingach bijatyk i nie sądzę, by jakikolwiek, nawet wyposzczony fan tego typu gier chciałby się z nią zmierzyć. Nie lepiej zrobić parę okrążeń wokół domu, osiedla, parku? To wam wyjdzie tylko bardziej na zdrowie. |
||||
|