RECENZJA do gry Another Code - Two Memories (E) [0052] |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
„Another Code: Two Memories” na pierwszy rzut oka jest tym, czego potrzeba Nintendo DS. Nie jest to port ze starszych platform, średniak na znanej licencji, ani kontynuacja serii z tradycjami, jakich na tej konsolce wiele. Niestety, po kilku godzinach czar pryska, gdyż staje się jasne, iż Another Code nie jest również grą idealną. „Co, to już koniec?? Nieee, niemożliwe…” – to była moja pierwsza reakcja po wspomnianych kilku godzinach spędzonych z AC. Moje nadzieje okazały się jednak płonne, bowiem to rzeczywiście był definitywny koniec. I jak mówi piosenka „nie ma już nic”. No, może nie do końca, bo można zagrać ponownie, z odblokowanymi dodatkowymi dialogami, czy przedmiotami. Nie zmienia to faktu, że gra jest wręcz śmiesznie krótka, a jak na przygodówkę, to nawet niewybaczalnie krótka. Najgorsze mamy za sobą, teraz będzie już tylko lepiej. Gra rozpoczyna się w przeddzień czternastych urodzin Ashley Mizuki Robins. Dziewczyna dostała od swojego ojca paczkę zawierającą tajemnicze urządzenie o nazwie „DAS” (Dual Another System) oraz list z zaproszeniem na wyspę „Krwawych Edwardsów”. Ashley jest kompletnie zdezorientowana, ponieważ przez całe życie była przekonana, iż jej rodzice zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, gdy miała zaledwie 3 latka. Mimo wszystko postanowiła uszanować wolę ojca i wspólnie z ciotką popłynęła na jego spotkanie. DAS okazał się nie być jedynie zwykłym prezentem urodzinowym, a całkiem ciekawym urządzeniem. Potrafi robić zdjęcia, co przydaje się przy rozwiązywaniu wielu zagadek. Służy też do odczytywania notatek, które zapisane na kartach pamięci można znaleźć w trakcie eksploracji wyspy. Poza tym, przy jego pomocy przeglądamy ekwipunek i sejwujemy grę (w dowolnym momencie). Ma jeszcze jedną, znamienną cechę: łudząco przypomina Nintendo DS. Jak się później okaże, nie jest to jednak zwykły aparat fotograficzny czytający e-book'i, a kluczowy element intrygi. Nie ujawniając już nic więcej, wspomnę tylko, że fabuła jest bardzo dobra, co niestety przekłada się na tą nieszczęsną długość gry. Jednorazowo można przy niej spędzić kilka godzin, więc istnieje niebezpieczeństwo ukończenia jej w jeden wieczór (notabene sama akcja rozgrywa w porównywalnym okresie czasu). Po wyspie poruszamy się korzystając z dolnego ekranu, pod czas gdy na górnym widzimy obrazki, prezentujące to, na co akurat spogląda Ashley. Gdy znajdziemy na swojej drodze coś godnego uwagi, rysunek przesuwa się w dół pozwalając nam zbadać go dokładniej przy użyciu stylusa. Historię pchają do przodu kolejne zagadki z użyciem touch screena i mikrofonu. Jest ich dosyć dużo, ale co najważniejsze, w bardzo interesujący i zaskakujący sposób korzystają z wymienionych wyżej właściwości NDS. Mam natomiast wątpliwości, co do sposobu ich przedstawienia. Gdy natrafimy na łamigłówkę, akcja przenosi się na dotykowy ekran, czemu towarzyszy zawsze taki sam, denerwujący dźwięk. Sprawia to wrażenie, że gra jest tylko ciągiem kolejnych zagadek. Można było je nieco subtelniej wpleść w rozgrywkę. Dodatkowo, na końcu każdego z „rozdziałów” jesteśmy zmuszeni do zagrania w mini - quiz dotyczący wydarzeń mających miejsce w ostatnim czasie. Ma to swoje uzasadnienie – Ashley nie chce już nigdy nic zapomnieć, więc powtarza sobie wszystko, aby lepiej zapamiętać. Szkoda tylko, że musi mieszać w to gracza, który zazwyczaj dobrze pamięta, co się działo przez ostatnie 45 minut. Ważnym elementem rozgrywki są dialogi prowadzone z napotkanymi postaciami. Również one nie stoją na najwyższym poziomie, gdyż są całkowicie liniowe, a na domiar złego jest ich mało. Nasza rola ogranicza się jedynie do klikania w kolejne tematy, nie mamy możliwości wpłynięcia na przebieg dyskusji, nie mówiąc już o ingerencji w rozwój fabuły. Myślę, że można by całkowicie z nich zrezygnować i rozmowy między postaciami przedstawić w dużo atrakcyjniejszy sposób - tak jak ilustrowane są ważniejsze wydarzenia – ręcznie rysowanymi obrazkami. Wywarły na mnie bardzo dobre wrażenie – zostały ładnie narysowane i mają w sobie wiele z mangi. Wielka szkoda, że są statyczne, bardzo chętnie zobaczyłbym je w ruchu. Grafika jak na tytuł startowy konsoli, wypada bardzo dobrze. Otoczenie jest w całości trójwymiarowe, obiekty są ładnie oteksturowane, choć pikselozy nie uniknięto. Niestety akcja ukazana jest z lotu ptaka, co niemal uniemożliwia podziwianie tych pięknych widoków. Aż się prosi o umieszczenie kamery gdzieś bliżej ziemi, najlepiej za głową bohaterki. Tak czy inaczej, grafikę zaliczyć trzeba na plus. Motywów muzycznych jest niewiele, ale w końcu ile można było wcisnąć, do tak krótkiej gry? Na szczęście tych, co są, słucha się przyjemnie. Zmieniają się często i pasują do niespiesznego, a momentami tajemniczego klimatu gry. Gorzej wypadł natomiast dźwięk. Jak już wspomniałem potrafi być naprawdę denerwujący. Odgłosy kroków, szczególnie na metalowych powierzchniach są straszne. Dobrze, że na wyspie przeważnie panuje cisza. Ptaszki nie śpiewają za głośno, drzwi przesadnie nie skrzypią, więc można to przeżyć. Wracając do myśli ze wstępu - czym więc jest Another Code? - Prekursorem gier przygodowych na nowego handhelda Nintendo, który dobrze rokuje na przyszłość tego gatunku. Ma swoje wady - przede wszystkim długość rozgrywki, ale z pewnością warto w niego zagrać, aby nacieszyć się świetną fabułą i zapoznać z możliwościami Dual Screena. |
||||
|