RECENZJA do gry Megaman Zero 4 (U) [2166] |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Kto nie zna serii Megaman? Gry z "reploidem" (w tej grze tak są nazwane roboty podobne do ludzi) mają swoich wielbicieli, zaś na GBA powstała seria jako odnoga - Megaman Zero. Ta seria również zyskała na popularności, a z nich najlepsza jest ta ostatnia - Megaman Zero 4... i nie mylili się! Ale od początku... Ta część opowiada o kolejnych (i chyba ostatnich) przygodach Zero, głównego herosa wśród robotów. W zasadzie wśród wszystkich gier, które grałem, ta akurat ma najciekawszy scenariusz. Na początku akcja się przyśpiesza, bo pierwszy poziom gry toczy się na pędzących tirach przez pustynię, a potem wyskakuje potężny pojazd - coś jak łódź podwodna, ale z piasku. Dodatkowo po jakimś czasie poznamy wszystkich przeciwników - robotów, których spotkamy przed rozprawieniem się z głównym mącicielem, Dr. Weilem. Przeżyjemy również epizod więzienny czy nagłe zmianę kierunku akcji, a w pewnym momencie zaczniemy wątpić, czy na pewno robimy dla dobra świata? To niebywały plus tej części, bo niektórych może wciągnąć aspekt, że tok gry bynajmniej nie jest głupi. Robotów, których mamy pokonać na samych końcach poziomów jest 8. Co ciekawe, mamy wybór, do którego polecimy pociąć daną kupę złomu na pół. Bardzo dobre rozwiązanie! Dzięki temu po zdobyciu od danego bossa broni niektórych będzie pokonać nieco łatwiej (albo nie zdobędziemy - o tym później). Dodatkowo możemy zmienić pogodę - na niektórych dana pogoda może kompletnie zepsuć, ale wtedy za taki poziom dostaniemy mniejszą rangę, a nazwa naszego rankingu zmienia za każdym poziomem, zależnie od tego, czego użyliśmy: miecza, pistoletu czy tego, co wyrżnęliśmy łapą danemu przeciwnikowi. Co ciekawe, są również takie poziomy, które występują co 4 normalne poziomy lub nieregularnie (na końcu są 3 dodatkowe). To czyni grę trudniejszą i bardziej wymagającą nawet na ułatwionej wersji, jeśli chcemy być najlepsi. Ciekawie rozwiązano problem "submenu" pomiędzy misjami, co występują w innych grach tego rodzaju. Jego po prostu nie ma! Natomiast jest za to specjalny poziom, w którym możemy pogadać ze wszystkimi przyjaznymi robotami i ludźmi (zwłaszcza z dr. Ciel). Oni fundują swoje usługi: jedna dziewczyna opiekuje się naszym latającym pomocnikiem (elf), u innego można tworzyć chipy do naszego bohatera, a wspomniana pani doktor zapisuje nasz stan gry jak ją poprosimy (ale nie podczas misji - straszny mankament!). Niektórzy po rozmowie dają nam chipy, a jedni dają nam przydatne informacje. Warto rozmawiać ze wszystkimi - te rozwiązania sprawiają, że gra nie jest bezsensowną zręcznościówką. Co do zręcznościówki - jest nią pełną gębą. Na przykład ze względu na poziomy - w niektórych musimy się śpieszyć, bo jak pobędziemy tam zbyt długo, to zginiemy. W innym poziomie zbyt długie stanie na słońcu powoduje przegrzanie Zero i otrzymuje on obrażenia. Walczyć można za pomocą wspomnianego miecza, pistoletu i tego, co chwycimy od wroga ręką. Można wybrać 2 z nich - główną i pomocniczą, która wymaga przytrzymania (domyślnie) R. Dodatkowo niektóre chipy czy poziom elfa dają konkretnej broni inne właściwości (np. wystrzelanie ogromnej kuli ognia). Sprawne ich wykorzystanie może wejść nam w krew, ale na niektórych działa coś konkretnego (na przeciwników głównie miecz). To sprawia, że przy ostrych przeciwnikach można opracować konkretną taktykę, a co za tym idzie - gra zmusza gracza do myślenia. Genialnie! Zaś najbardziej dla mnie pojechanym patentem są rodzaje trudności, które różnią się diametralnie! Dla przykładu: W EASY MODE zaczynamy z dość długim paskiem życia i mamy na maksa wypasionego elfa jak tylko dostaniemy, a spadek w dziurę nic nie robi. Zaś w NORMAL MODE zaczynamy z dość skąpym paskiem życia i elfa musimy trenować, a po wpadnięciu w przepaść tracimy życie. Za to w NORMAL MODE mamy możliwość zmiany pogody, a w EASY już nie. Takie rozwiązanie sprawia, że zarówno początkujący, jak i doświadczeni gracze mogą się oswoić z tą grą. Szacun! Zaś grafika i muzyka to ściśle grająca maszyna, a właściwie dwie w jednym. Niektóre kawałki trafiają w ucho - raz posłuchasz, a bardzo długo zostaje w pamięci. Od nośnie efektów dźwiękowych, takich jak wybuchy czy strzały z lasera można podziwiać. Może nie usłyszymy prawdziwych dźwięków czy głosów prawdziwych aktorów, ale świetna muzyka czy bliskie prawdzie dźwięki można uznać za jedne z najlepszych na tę konsolkę. Grafika stylizowana na mangę czy niejedne anime zawsze przypada mi do gustu - jestem jej wielbicielem. Sądzę jednak, że ich przeciwnicy choć raz się zachwycą. Widać tu małą nutkę przesady, ale nie na tyle, żeby ten tytuł odpychał projektem postaci. Zdecydowana większość spotykanych postaci (i celów wyrzynki) to roboty, a zwieńczeniem mangi są bossy, którzy... mangowcy (ci, co lubią mangę) podziwiać będą za wygląd i pomysły, a nie-mangowcy (ci, co jej nie lubią) z chęcią efektownie przetną ich mieczem... albo zrobią z nich miazgę czymś innym. Przy tym wszystkie wymienione aspekty łączą się w harmonijną całość tworząc produkt prawie doskonały. Wciągający przy tym, ale o tym już nie trzeba mówić. Dodam tylko, że grywalność zasługuje na 11 na 10, lecz większej skali już nie ma. Z tego wynika, że tą grę musi mieć każdy - z każdych względów. Może także przemawiać to, że to ostatnia część tej serii - na końcu widzimy pęknięty kask naszego bohatera. Ale kto wie, być może faktycznie zostawił kask i lata bez niego... Kto wie? |
||||
|