RECENZJA do gry God of War |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Świat jest brutalny, niestety... ale główny bohater tej gry musiał mieć naprawdę niewyobrażalnego pecha (jak Kaczor Donald), że jest od niego jeszcze bardziej brutalny. Może dlatego na samym początku gry popełnia samobójstwo spadając z urwiska? W każdym razie poznajcie jedną z najlepszych gier 2005 roku - God of War. Dlaczego najlepsza? Ma od groma zalet i mało wad... "...ale dzięki tym wadom ta gra jest niemalże doskonała!" (Takie coś przeczytałem w pewnym magazynie o konsolach - nie powiem jakim!) Po kolei! Zacznę od fabuły - od samego początku gra improwizuje względem niej. Po rozpoczęciu nowej rozgrywki gra nas uderza obrazem zdesperowanego Kratosa (tak ów brutal ma na imię), który patrzy w dół z myślami samobójczymi. Potem spada... film się urywa. Cofamy się w czasie i patrzymy na niego, tym razem znajdującym się na łodzi, a oprócz niego są też bezmózgie zombie z zardzewiałymi greckimi hełmami i mieczykami... a ów brutal musi zabić Aresa, boga wojny (GOD OF WAR!) Przygotujcie się na wciągający scenariusz, który obfituje w różne sensacje z życia głównego bohatera, do czego się on posunie, a koniec opowieści potrafi zaskoczyć... jeden aspekt jest interesujący - niektórzy walczą z kosmitami, inni z robotami, ale... powiedzcie, kto inny walczyłby z bogiem?? I w dodatku bogiem wojny?? A teraz powiem o... postaciach czy żywym mięsie armatnim, który występuje w grze! Zacznę od Ducha Sparty (w grze tak go nazywają) - stylistyka Kratosa jest całkiem niezła - stylizowany na Spartanina brutal i wybraniec bogów, ma chłodnawe spojrzenie i... chyba słów litości czy przebaczenia nie nauczył go nikt, bo rozpruć facjatę gołymi rękami na pół. GOŁYMI RĘKAMI! Od niej brutalniejszy (i bardziej uderzający w moralność) jest tylko sequel czy Manhunt! Przeciwnicy też niczego sobie, bo możemy wyrwać głowę Gorgonie, wsadzić Minotaurowi w gębę jego własną broń, wyrwać skrzydełka harpiom, wyrżnąć cyklopom oczy i lepiej, żeby Hydra nie wiedziała, co ON z nią zrobi w grze! Tak, gra jest osadzona w starożytnej Grecji, a dokładniej w Atenach, doliczając mitologię grecką umiejscowioną w jednym miejscu! Dlaczego - o tym przekonacie się sami. Co do mięsa armatniego - są normalni przeciwnicy (żołnierze, łucznicy, pieski) i są też kompletnie abstrakcje (panny z ostrzami zamiast rąk i siekają niczym MultiChef - taka maszynka kuchenna czy cyklopi strzelający opancerzoną kulą - mechaniczną!). A czym będziemy rżnąć? Mieczami zawieszonymi na łańcuchach, które płoną niczym truchła, a wprawione w morderczym tangu tną, co popadnie wywołując chaos na arenie walki (stąd ta nazwa mieczy - Ostrza Chaosu / Blades of Chaos!). Im więcej zdobędziemy czerwonych orbów, tym więcej zabójczych ruchów poznamy, po których armia Aresa NIGDY nie będzie wyglądała tak samo niż martwe ciała... Do zdolności naszego "herosa" doliczmy jeszcze różne dary od bogów: burza na życzenie, petryfikacja (głową Meduzy!), strzelanie piorunami czy wezwanie duchów zemsty z Hadesu, których celem jest zabijanie. Dodatkowo otrzymuje Ostrze Artemidy od niej samej, które w walce rozcina na pół słabeuszy szybciej niż on zdoła ich chwycić. Rany, te pomysły wpłynęły na to, że seria GOW na PlayStation2 jest kojarzony z perfekcyjnym systemem walki dla każdego! I to bez względu na umiejętności związane z chłodnymi slasherami - z nimi przygody zacząłem TĄ GRĄ i nią zacząłem wymiatać! Graficznie prezentuje równie doskonale, co oprawa muzyczna, ale o dźwięku później... ta gra zadziwiła mnie zmiennością! Od morza i łodzi, po miasto w stanie wojny i pustyni, aż po świątynie czy Hades(!) grały z moimi uczuciami w tango... raz chciałem się stąd wynieść, raz stanąłem na chwilę i 0,5 godz. zleciało mi na patrzenie, co projektanci wykrzesali z maszynki... ale jest tu jednak pewien mankament - w niektórych miejscówkach typowo krajobrazowych było zwyczajowo pusto! Dopiero w drugiej części czymś na to zaradzono... Za to muzycznie... jeśli ktoś powie, że tam muzyka jest do d... to znaczy, że W OGÓLE W TO NIE ZAGRAŁ! A jak już, to chyba rzecz gustu, a tego się nie komentuje. Chodzi o to, że... z soundtracku można puszczać w operach, na koncertach muzyki klasycznej, a każdy, nawet ich przeciwnik uzna, że to ósmy cud świata. Tam muzyka jest po prostu genialna - monumentalna, górująca uczucie powagi, majestatyczności... tego nie da się opisać słowami. Więcej, nawet nie znalazłem odpowiedniego zdania, który wyraziłby genialność gry pod względem muzyki! Dodatkowo (to zdanie powtarza się przy każdej recenzji mojego autorstwa), ta gra wciąga... ale doszczętnie. Usłyszysz chociaż jeden dźwięk, dotkniesz chociaż jeden z przycisków ataku, to gra wciągnie cię jak czarna dziura - bardziej mnie wciąga tylko jej sequel. Ta gra ma w sobie takie coś... tak jak mówiłem - włączysz ją, a konsola zagrzeje się do czerwoności! Czar mógłby ulecieć tylko wtedy, jeśli nośnik gry będzie w kiepskim stanie - muzyka zacina się jak zacięta płyta muzyki. Co może być od niej lepsze? Bodajże tylko jej kontynuacja, ale to już inna para kaloszy - druga część jest już grą niemal doskonałą. W dniu wydania TA gra też była uznawana za ideał, ale po zagraniu w GOW 2 albo (jak ktoś ma!!!) Heavenly Sword na PS3 z niewalającą prawą aktorską czy paroma smaczkami dość podobnymi do tej produkcji... ale to nie znaczy, że tej gry nie warto brać! Radzę ją przejść od deski, do deski, bo w drugiej części mogą być niezłe zgrzyty fabularne... RADZĘ! A ocena końcowa taka, bo GOW II zrobił mi objawienie w głowie... |
||||
|