RECENZJA do gry Ghost Rider (U) [2693] |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Chcę wam zaprezentować jedną z ostatnich produkcji na wybitną konsolkę jaką okazał się Gameboy Advance. A jaki to tytuł? Ghost Rider! Gra powstała na podstawie filmu z Nicolasem Cage i można powiedzieć, że wersja na GBA to jedna z najlepszych filmówek, jakie ta przenośna platforma widziała. Fabuły streszczać nie będę, bo jest wzorowana na przeboju kinowym, ale mogę dodać, że wiele wątków zostało dodanych. W każdym razie wcielamy się w alter ego Johnego Blaze-Ghost Ridera, czyli płonący truposz z łańcuchem. A robi on z tego łańcucha bardzo dobry użytek, bo tłucze nim demony, które tak jakby nie potrafią się zachować. Gra to chodzona bijatyka 2D, ale całkiem dużo tu jazdy na motorze w pseudo 3D. System walki jest jednym z najlepszych jakie dziecko Nintendo widziało. Mamy tu rzuty, ataki łańcuchem, piąchami, a do tego combosy i ataki z powietrza. Nasi wrogowie atakują tłumem, a do tego niektórzy atakują dystansowo. Co ważne, podczas jazdy na Hellcykle (bo tak nazywa się pojazd naszego bohatera) atakujemy łańcuchem lub strzelamy fireballami. Gra zawiera też elementy RPG, które polegają na rozwoju postaci. A jak zdobywamy punkty doświadczenia? Z wrogów dostajemy orby, które wymieniamy w podmenu, do jakiego wchodzimy klawiszem select. Tam zadaną liczbę punktów zwiększamy statsy i siłę technik. Co ciekawe podniesienie siły ataku skutkuje nie tylko większymi obrażeniami, ale i kolejnymi atakami w danym combosie. Dochodzą także dodatkowe efekty graficzne, czyli np. Łańcuch zostawia ognisty ślad. Niestety jazda na motorze jest już nieco gorzej wykonana. Owszem, daje radość, ale kilka sekwencji jest z gatunku: "naucz sie na pamięć kombinacji klawiszy, aby uniknąć przeszkód". To sprawia, że po jakimś czasie podchodzimy do leveli na motorze raczej żeby je zaliczyć, a nie cieszyć się grą. Nieco bardziej rozbudowana mogła by być też walka w tych lokacjach. Zwykle wygląda to tak: tłuczemy jednym typem ataku łańcucha w lewo/prawo lub strzelamy fireballami we wrogów przed nami. Ogólnie rzecz ujmując to najsłabszy element gry, ale nie można mu zarzucić całkowitego braku grywalności, a co najwyżej parę drobnych wad. I dochodzimy do bossów, czyli najbardziej zmarnowanej rzeczy w tym tytule. Chcielibyście zobaczyć pełne dynamiki starcia z mega bydlakami, którzy stanowią prawdziwe wyzwanie? Przepraszam, zły adres. Walka zwykle wygląda tak: walimy takiemu kilka ciosów w łeb, ten wykonuje swój atak, który sygnalizuje z kilometra, po czym my robimy przewrót, jesteśmy za nim, odwraca się, i zaczynamy zabawę od samego początku, tylko że jego pasek życia skurczył się. Tak jest podczas starć w wersji naparzankowej, bo w jeździe na motorze jest jeszcze śmieszniej. Wróg w nas strzela, my robimy unik za pomocą ślizgu, ładujemy w niego 10 fireballi i tak w kółko. Na szczęście bossowie pojawiają się rzadko. Czas przejść do technikaliów. Grafika jest na dobrym poziomie, walka wygląda jak na Gameboy Advance dosyć efektownie, tła trzymają wysoki poziom, a przerywniki w formie komiksu mają całkiem ciekawy styl graficzny. Gdy przechodzimy do jazdy na motorze, widzimy postać w udawanym tpp. Trasy prezentują się znośnie, ale jednak nie można stwierdzić: “Tak, piękne miejscówki”. Natomiast audio jest raczej ignorowane. Po prosty słyszymy jakieś tam dźwięki, ale o nich szybko zapominamy. Info dla wrażliwych: słychać jęki wrogów, których katujemy. Do tego możemy niszczyć część elementów otoczenia, a z nich wypadają orby. W sumie nawet dobry patent. Ogólnie rzecz ujmując to jeden z najlepszych i ostatnich tytułów na poczciwą maszynkę Nintendo. Ma co prawda kilka wad, ale nie są one uciążliwe. Znajdziemy tu grywalność, dobre wykonanie I co najważniejsze: brak monotonii (no, może poza bossami) . |
||||
|