RECENZJA do gry Killzone |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Killzone - po polsku martwa strefa, bądź strefa śmierci, to gra wyprodukowana specjalnie na czarnulkę, ponieważ właściciele PlayStation od ładnych kilku lat cierpieli na kompleks zwany Halo. Xboxowy hit pozamiatał wszystko i wszystkich, żaden shooter wydany na PS2 nie równał się z Halo. Próbę leczenia tego kompleksu podjęła się holenderska grupa Guerilla Games, tworząc właśnie grę Killzone, która miała konkurować z Halo o króla konsolowych FPSów. Killzone osadzony jest w realiach Sci-Fi , widać więc chęć konkurowania z Halo na jej własnym podwórku. Na początek może coś o fabule. Przedstawione wydarzenia w grze osadzone są w dalekiej przyszłości, gdzie ludzkość rozwinęła się pod względem technologicznym, co umożliwiło im podbój kosmosu i kolonizację kolejnych planet. Jednak najbardziej tło fabuły oddaje intro, które jest naprawdę świetne wykonane i trwa kilka minut. Widzimy tam człowieka, który wygłasza mowę przed kilkunastotysięczną armią (jak nie milionową). Okazuję się, że armia ta i ich wódz pochodzi z planety Helghast, którzy planują podbić cały kosmos i rozpoczynają wojnę na skalę międzygalaktyczną, a ich pierwszym celem jest sąsiednia planeta Vekta. I tu rozpoczyna się nasza przygoda w tym konflikcie. Jeżeli myślicie, że pierwszy etap będzie treningiem, to się mylicie. Jesteśmy od razu rzuceni na głęboką wodę. Siedzimy w okopie, a na nas naciera wroga armia, nie mamy zbyt wielu czasu na naukę, bo trzeba się umiejętnie bronić. Dla niedoświadczonych graczy system sterowania może sprawiać problemy, ale na szczęście szybko można się przystosować. Gdy już obronimy się przed jednostkami wroga, otrzymujemy nowe zadania, które trzeba wypełnić. Cóż taki żywot żołnierza, nie ma czasu na odpoczynek, bo do przejścia mamy 11 etapów, które są podzielone na kilka części. Na początku między etapami wyświetlają nam się filmiki, które wprowadzają w fabułę, później będą się one wyświetlały częściej. Trzeba w końcu wiedzieć, co się dzieje wokół nas. Ciekawą rzeczą w grze jest to, że nie będziemy zdani tylko i wyłącznie na jedną postać. Owszem, na początku mamy odblokowanego tylko kapitana Templara. Później jednak spotykamy na swojej drodze trzech innych żołnierzy, którzy dołączają do naszej brygady i wspólnie przecierać się będziemy przez hordy przeciwników. A kogo możemy spotkać? Już wam mówię. Szpiega Luger (jest to kobieta), której zawdzięczamy naprawdę dużo (zobaczycie sami w grze). Ciężkozbrojnego Rico, który w pojedynkę umie sam rozwalić oddział wroga oraz Hakha, który jak się okazuje jest Helghastem. Zdecydował się jednak wystąpić przeciwko swej rasie. Czasem w trakcie gry, możemy usłyszeć ciekawe dialogi między postaciami, głównie za sprawą Rico i Hakha. Jednak każda postać nie różni się tylko wyglądem, a także ekwipunkiem. Templar ma naprawdę dobry karabin maszynowy, Luger potrafi się skradać i za pomocą noża wyeliminować po cichu wroga, a także posiada lekki karabinek snajperski, który naprawdę szybko strzela. Rico posiada ciężką broń i dzięki niej jest w stanie rozwalić wszystko (też ciekawy filmik w grze). Hakha natomiast, że jest Helghastem, to dzięki swojemu wyglądowi nie wzbudza podejrzeń wroga, a także ma możliwość posiadania większej ilości magazynku do karabinu, którym posługuje się armia Helghastu. Autorzy gry ograniczyli ilość noszonej broni przez naszą postać do trzech. Jednak nie martwcie się, w każdej chwili możemy wymienić, którąkolwiek broń na inną. A mamy w czym wybierać, bo broni jest dużo: noże, pistolety, shotgun, karabiny maszynowe, karabiny snajperskie, ciężkie karabiny maszynowe, wyrzutnie rakiet, granaty. Jednak shotgun i karabinek z dodatkowym śrutem są jedną z wad gry, ponieważ czas ich przeładowań jest długi, a na wyższym poziomie trudności, czas ten może nas kosztować życie. W czasie gry, możemy również zasiądź za sterami działek stacjonarnych, jak i przeciwlotniczych (w grze naprawdę fajną misją jest, gdy musimy zestrzelić dwa wrogie samoloty transportowe). Kolejnym plusem, dla mnie jednym z większych jest sztuczna inteligencja wrogów, jak i naszych kompanów. Po prostu wszyscy myślą. Żołnierze potrafią wykorzystywać każdy obiekt jako osłonę przed ostrzałem, starają się nas okrążyć, uciekają przed granatem. Komunikują się miedzy sobą, słyszymy kiedy mówią o zmianie magazynku, a także gdy krzyczą suppressing fire, to radzę nie wychylać się, bo w krótkim czasie możemy stracić życie. A właśnie życie - zdrowie. W grze nie ma wielu apteczek, więc lepiej uważać na nie, ale nie martwcie się, autorzy zaprojektowali tę grę tak, że energia sama się regeneruje, lecz potrzebuje do tego trochę czasu. Wracając jeszcze do sztucznej inteligencji, to czasem zdarza się naszym wrogom zgłupieć i stać w jednym miejscu, ale na szczęście nie jest to często spotykane. Wrogowie oprócz zwykłej broni dysponują ciężkim sprzętem, czyli czołgami, wozami opancerzonymi i pojazdami latającymi, które mogą, ale nie muszą, sprawić nam wiele szkód. Oprócz kampanii, gracz ma do dyspozycji opcję multiplayera, gdzie możemy grać z naszym kumplem (przez dzielony ekran) lub z kumplami za pomocą internetu, a jeżeli ktoś nie posiada internetu, bądź kumpla/kumpli, to zostają mu boty. Dostępnych mamy 6 różnych trybów. Możemy troszkę ponarzekać na liczbę map, bo mogłoby być ciut więcej. Jednak opcja multiplayer jest bardzo pozytywna i na pewno przedłuża ona żywotność tej gierki. Killzone w kwestii graficznej jest bardzo dobrze wykonana. Postacie są szczegółowe, różnią się wyglądem. Bronie i pomieszczenia stoją też na wysokim poziomie, jednak nie wszystko jest takie świetne. Parę elementów autorzy niestety nie dopracowali, chodzi tu głównie o niektóre szyby, których nie da się rozbić, kiepsko prezentują się płomienie, animacja postaci nie stoi na najwyższym poziomie, jest przeciętna. Na tle tych klopsów graficznych niesamowicie wychodzi dźwięk, który powala. Bronie, odgłosy wybuchów, naprawdę świetnie brzmią. Jednak to nie koniec wad, parę razy miałem tak, że moja postać się zacinała i nic, na szczęście jakoś udawało mi się ją poruszyć. W grze nie możemy sami zapisywać gry, rolę tę spełniają checkpointy, lecz jest ich naprawdę mało. Tak jak wspomniałem wcześniej, wadą jest też czas przeładowywania niektórych broni. Jednak największą wadą jest jej liniowość (i nie tyle to przeszkadza, bo naprawdę możemy się w tę grę wkręcić na tyle, że nawet na to nie patrzymy), a dokładnie chodzi o to, że jak dochodzimy do pewnego momentu, to możemy zobaczyć, jak znikąd pojawiają się wrogowie (konsolka dopiero je załadowała). Kolejnym klops znów dotyczy grafiki, a mianowicie, gdy atakujemy przeciwnika, który jest za oknem, to w wyniku pewnych reakcji chemicznych, które zachodzą, zobaczymy jego martwe ciało w ścianie. Mimo mniejszych, bądź większych wad, gra jest naprawdę świetnym shooterem najlepszym na PS2, jednak na miano króla tego gatunku (wliczając wszystkie konsole) nie zasługuje. Jeżeli ktoś wymaga dużo od gry FPS, to ten tytuł jest dla Ciebie. Ponieważ nawet na najniższym poziomie trudności poczujesz tę galaktyczną wojnę na własnej skórze, nie mówiąc już o najwyższym poziomie trudności. Osobiście tytuł polecam każdemu, nawet tym graczom, którzy niezbyt przepadają za shooterami na konsole. Na PS3 wyszła druga część tej gry. Dla mnie jest to tylko powód do tego, by zakupić sobie PS3. |
||||
|