RECENZJA do gry Soul calibur 4 |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Na Początku było SoulBlade… Nie da się ukryć, że to matka tej serii, w dodatku pamięta jeszcze czasy pierwszego Playstation gdzie rynek dopiero raczkował i naprawdę niewiele tytułów było wartych uwagi. Gra choć była hitem za granicami rynku europejskiego, tutaj przeszła jakoś bez większego echa, może dlatego, że nie byliśmy gotowi na taką innowacyjną grę? (pomijam Bushido Blade, grę kwadratową i toporną) A póżniej SoulBlade stał się SoulCaliburem… Tak to prawda, tytuł zrezygnował ze wspomagania konsolki Sony i uderzył na Dreamcasta, który niesłusznie jest nazywany ślimakiem, ale to dopiero mogą wiedzieć ci, którzy odpalą wymienioną wyżej grę i zobacz±ą to piękno jakie z niej bije. Zaczynając od niezwykle wykonanych aren, kończąc na lśniącej broni wojowników. If I Could Turn Back Time… Druga i trzecia część serii powróciły na konsolę Sony, dwójka wydana została także na Gacka i pierwszego x-Boxa, część trzecia natomiast wydana była jedynie na Playstatnion 2. The New begining… No cóż… Czwarta część serii jest, jakby nie patrzeć, większym niż kiedykolwiek… rozczarowaniem jakie miałem okazję przeżyć… Nowy Calibur jest może i piękny pod względem graficznym, bo trudno się tutaj przyczepić do czegokolwiek. Postacie wykonane są niezwykle starannie i z dużą dbałością o szczegóły, jakby tego było mało nie poruszają się plastikowo przez co zwiększyła się naturalność w wyprowadzaniu kolejnych ciosów. Areny są pomysłowe i dopracowane, cieszą oczy za każdym razem gdy przyjdzie nam na nich walczyć, jedyną wadą, jeśli miałbym być czepliwy to utrudniony system spychania z nich. Było o grafice to teraz będzie o muzyce! Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że seria od początku trzymała poziom, wysoki poziom! Każda arena przypisany ma jeden utwór który dumnie rozbrzmiewa w pokoju gracza ustawiony na sto procent głośności. Pisząc o muzyce nie sposób pominąć zróżnicowanie jakie nam zaserwowano, są tutaj szybkie kawałki i spokojne niczym płynący z wolna strumyk utwory mające charakter relaksacyjny. Przejdźmy do trybów… No tutaj to niestety się nie popisano możliwościami, jak standard to standard, praktyka, walka na jednego oraz dwóch graczy, swoją drogą dlaczego coraz popularniejsze jest nazwanie trybu pojedynczego „Story Mode’m” ? Mniejsza… Nowością jest tryb online. Pierwszy raz możemy zmierzyć się z realnym przeciwnikiem znajdującym się nawet na drugiej stronie kuli ziemskiej. Ciekawym rozwiązaniem jest system zdobywania doświadczenia. Po każdej wygranej walce zdobywamy kolejne punkty aż nadchodzi moment „Battle of the Destiny”. Gdy wygramy zdobędziemy kolejny poziom, gdy przegramy… ponownie musimy rozegrać kilka walk aby móc walczyć o swoje przeznaczenie. Dodano też tryb Tower of souls, który polega na przechodzeniu przez kolejne piętra wieży, na której często znajduje się więcej niż jeden przeciwnik. Jeśli chodzi o taką formę zabawy to bardziej przypomina ona misje na zdobywanie mieczy w SB, SC i SCII. Zabrakło mi w tej części ligi i turnieju, nie ma tutaj także cudownego pomysłu mapki z SC3, nie dano nam już możliwości pobiegania sobie i zdobywania kolejnych wieżyczek, a szkoda bo przy tym trybie spędziłem najwięcej czasu grając w poprzednią odsłonę serii (na Playstation 2). Wśród postaci jakie walczą w tym turnieju zobaczymy wiele znanych twarzy będących z nami od początku, jak choćby Voldo, Rock czy Mitsurugi, późniejszych kombatantów Ivy, Cassandra czy nowe zupełnie nowe twarze… Głównie jako postacie dodatkowe… Wspomnieć należy także o Yodzie - tak! Tym zielonym stworku z gwiezdnych wojen! Jest on dodany do gry tylko i wyłącznie w celach marketingowych, jednak pojawia się w grze i jest dość szybkim wojownikiem, jego wzrost powoduje, że trudno w niego trafić, ale przeciwko długim broniom nie ma raczej szans. Istnieje też DLC który oferuje nam odblokowanego od początku gry Vadera… to już jednak pozostawię bez komentarza… Mamy tu też rozbudowany, aczkolwiek ciutkę bardziej skomplikowany od poprzedniej części kreator wojowników, w którym możemy stworzyć swojego wojownika dosłownie od podstaw, dobierając mu styl, muskulaturę, kolor skóry, głos czy broń którą walczy. Zaraz obok postaci pojawia się nowe pojęcie Soul Gauge i Critical Finish oba są ze sobą jednak bardzo połączone… Soul Gauge to „oczko” obok paska życia postaci. Zmienia on kolor w zależności od tego jaki styl gry preferuje nasz wojownik. Broniąc się przybierze on zielony kolor, jeśli zaczniemy atakować będziemy regenerować Soula, lecz gdy będziemy nadal się bronić, „oczko” zmieni kolor na czerwony. Po wyczerpaniu Gauge nasz przeciwnik będzie miał szansę na wykonanie Critical Finish’a lecz będzie mógł to zrobić tylko wtedy gdy zniszczy nasz pancerz lub złamie blok. Samo wykończenie jest filmikiem który ukazuje się po naciśnięciu czterech przycisków pada, warto też dodać, że każda postać dysponuje własnym wykończeniem. Podsumowując nowa część Soul Calibura nie jest wolna od błędów przez co istnieje spore ryzyko, że straci ona wielu fanów, patrząc jednak z drugiej strony przyciągnie ona nowicjuszy, którzy z uśmiechem na ustach będą walić w przysłowiową mordę tonami żelastwa… Ja niestety się zawiodłem... |
||||
|