RECENZJA do gry 720 (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Lata osiemdziesiąte. To był magiczny okres, kiedy zainteresowanie deskorolką gwałtownie wzrosło - głównie wśród dzieci i młodzieży. Prawie każdy większy interes związany z skateboardingiem przynosił całkiem inponujące zyski. W większości filmów można było dostrzec mały wątek związany z deskorolkami (np. "Akademia Policyjna" lub "Mam Cię!"). Było oczywiste, że wyjdą także i gry. Największym hitem okazała się gra "Skate or Die", lecz jej mocnym konkurentem była gra o nazwie 720 i na właśnie tej grze się skoncentrujmy. Gra powstała w firmie Tengen w 1986 roku i jak na tamte czasy była nawet całkiem niezłym hitem. Gra jest prosta, a zarazem bardzo krótka. Głównym naszym celem jest po prostu uczestniczenie w zawodach i wypadnięcie na nich jak najlepiej. Gierka jest podzielona na cztery poziomy; oczywiście im wyższy poziom, tym jest trudniej. Za każdym razem wygląda to tak samo, czyli jest to po prostu jeden gigantyczny skatepark gdzie są rampy, woda, samochody, ludzie, sklepy z gadżetami ułatwiającymi śmiganie na desce, no i oczywiście wpisy na zawody, gdzie można zdobyć medale oraz nagrody w postaci pieniędzy, które są niezbędne do kupienia jakiegoś ważnego gadżetu lub nawet wejściówki na zawody! Na końcu kiedy pomyślnie przejdziemy przez każdy stopień trudności mamy wpisy najlepszych graczy (standard). Pierwszy rzut oka na powyższe streszczenie widać, że to całkiem sympatyczna gra. Nie uwzględniłem jednak poważnych minusów, które psują grę praktycznie w 50 procentach. Otóż pierwszy bug, jaki mnie nieźle zdenerwował to czas darowany nam na jazdę po skate parku. Jeżeli będziemy się guzdrać i olejemy sobie zawody, to, uwaga, będą nas ścigać... pszczoły! Kiedy nas dopadną, to jest jakby utrata życia, czyli jak sytuacja się powtórzy, to po prostu pokazuje się napis "Game Over"... co mówi samo za siebie - jest zarówno śmiesznym, jak i denerwującym pomysłem producentów gry. Stawiając ten pomysł w innym świetle to można go usprawiedliwić podwyższeniem adrenaliny czy podniecenia gracza. Jeżeli mamy świadomość, że coś nas goni to się ekscytujemy i uciekamy przed niebezpieczeństwem. Niektórzy tak lubią. Ja nie. Zawsze lubiłem sobie pojeździć w trybie "Free Skate" w THPS. Tutaj niestety nie ma tak dobrze. Drugim, a zarazem ostatnim i bardzo poważnym błędem jest niezwykła trudność wykręcenia tricku. Jego dobre wykonanie zależy wyłącznie od szczęścia. Nie wiadomo kiedy można spokojnie wylądować i zakończyć trick. To zależy tylko i wyłącznie od zachcianki gry (nie żartuję !). Mówiąc bardziej do rzeczy: Nieważne jak ładnie upadniesz deskorolką - to czy zaliczysz upadek zależy od gry. Trików w grze jest mało, a mógłbym nawet powiedzieć - prawie wcale. Kiedy sobie jeździmy po skateparku, możemy tylko wykręcić ollie, czyli zwykłe obroty. Jedynie na zawodach na rampie możemy co innego coś innego, lecz zarówno ich liczba, jak i sposób pokazania tricków nie zachwyca... nie mówiąc już o wspomnianej niezwykłej trudności ich wykonywania. Mówimy o trickach więc rodzi się pytanie: co nam one dają ? Jedynie punkty do końcowej listy najlepszych graczy. Szkoda. Grafika... nie zachwyca. Widać, że została robiona na wzorze C64, lecz miejmy na uwadze rok produkcji gry (1986). Wszystko jest tu po prostu ubogie, by nie powiedzieć, że brzydkie. Muzyka prezentuje się -niestety - podobnie. Żadnej nuty przypominającej rocku. Słyszymy jedynie monotonną dołującą muzyczkę o barwie gier C64. Z pewnością nie są to szczyty możliwości tej konsoli. Ogólnie gierka jest słabiutka, lecz na tamte czasy to było coś. Ma mało rzeczy godnych uwagi, szybko się nudzi i nie ma praktycznie żadnej frajdy, że się ją w ogóle przeszło, stąd i niska ocena. |
||||
|