RECENZJA do gry Antarctic Adventure (J) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Jakimś dziwnym trafem wokół mnie ostatnimi czasy zaroiło się od pingwinów. Wiem, wiem, jest coraz zimniej, lodowce topnieją i biedne nieloty muszą się gdzieś podziać. Nie potrafię jasno tego zjawiska co prawda wytłumaczyć, ale nie przeszkodzi mi to w bliższemu przyjrzeniu się grze Antarctic Adventure. Na początek zacznijmy od sklasyfikowania tego produktu. Jest to rodzaj ścigałki, czy też wyścigówki, ale nikt z nami nie konkuruje o miano najszybszego. Co ciekawsze, obiekt, którym przychodzi nam się poruszać, to jeden ze wspomnianych na początku pingwinów. Biegamy więc sobie po Antarktydzie, a naszym celem jest docieranie do kolejnych stacji (nie powiem, że badawczych, choć jest to dość prawdopodobne) w jak najkrótszym czasie. Przy okazji można się też co nieco doedukować w zakresie flag państw. Każda ze stacji przynależy bowiem do jakiegoś konkretnego kraju. Kiedy do niej dobiegamy, na maszt wciągane są barwy narodowe (jedna ze stacji jest opatrzona flagą z pingwinem, interpretację pozostawię dociekliwym). Bardzo dobrze prezentuje się grafika. Można w tym przypadku powiedzieć o pewnym rodzaju trójwymiarowości. Będzie to zabieg w takim rodzaju, jak przykładowo zastosowany w grze Knight Rider albo Turbo Racing. Animacja również jest godna uznania. Konami jak na 1985 rok odwaliło kawał dobrej roboty. Wróćmy jednak do samej rozgrywki. Na swojej drodze do celu napotkamy różnego typu przeszkody, które służą zniweczeniu naszych planów. Są to dwa rodzaje szczelin w lodowej skorupie, po której wiedzie nasza trasa. O te mniejsze dziury możemy się potknąć, co w efekcie znacznie nas spowolni. Natomiast w większe szczeliny można wpaść. Wygramolenie się z takiej wyrwy także pochłonie kilka cennych sekund. Sposobem na uniknięcie kontaktu z dziurami jest po prostu omijanie ich bądź też skok nad nimi. Kolejną uciążliwością jest mors, który wychyla się znienacka z dziur, co jasne zdarza się to w najmniej odpowiednich momentach. Droga również może skręcać i zwężać się. Im dalej docieramy w głąb lodowej wyspy (chociaż w sumie trasa wiedzie wzdłuż obrzeży, co etap ukazuje się stosowna mapka, na której zaznaczona jest trasa, a odcinki już zaliczone wyróżnione są kolorem), tym trudniej. Przeszkadzajki pojawiają się coraz częściej, do dyspozycji mamy coraz mniej czasu. Każde potknięcie to utrata kolejnych znaczących sekund. Aby nie wyszło na to, że zabawa sprawia same problemy, możemy zająć się kilkoma innymi sprawami. Istnieje możliwość zbierania ryb i kolorowych chorągiewek, oczywiście za stosowne wynagrodzenie. Od czasu do czasu dostaniemy do wykorzystania czapeczkę ze śmigiełkiem, umożliwiającą przefrunięcie nad szeregiem szczelin (najgorszy ich rodzaj to kilka wyrw, usytuowanych jedna za drugą, szerokich na całą rozciągłość toru). Za czas który pozostanie nam w zapasie, po dotarciu do mety, otrzymujemy również punkty. Przy górnej krawędzi ekranu na czarnym tle białą czcionką podane zostały informacje pomocne w czasie wyścigu. Są to: licznik punktów aktualnie posiadanych, wraz z najlepszym do tej pory uzyskanym wynikiem, numer aktualnego poziomu, czas i odległość pozostała do końca etapu w kilometrach. Jest również prędkościomierz w formie kresek. Osobiście polecam, aby było ich jak najwięcej. Ze względu na koncepcję gry, która, jakby nie patrzeć, polega nieustannie na tym samym, a także ze względu na mało urozmaiconą scenerię zimową zdecydowano się na klika zabiegów. Etapy nie są potwornie długie, zyskuje na tym akcja, która cały czas jest szybka i wymaga nieustannego działania. Innym urozmaiceniem jest zmiana koloru nieba - niby szczegół, a jednak robi różnicę. Szkoda tylko, że nie pomyślano jeszcze o stworzeniu dobrego trybu dla dwóch graczy. Wyścig z przeciwnikiem byłby czymś ciekawym oraz znacznie zwiększyłby poziom grywalności. Kolejną pomyłką, jak dla mnie przynajmniej, jest podkład dźwiękowy. Szybko mnie znużył, mimo że, jakby nie patrzeć, pasuje do lodowej scenerii. Co do samego poziomu trudności to muszę powiedzieć tak: kiedyś już co prawda w to grałem, ale teraz, przypominając ją sobie na emulatorze, przeszedłem całą za pierwszym podejściem i ani razu nie zabrakło mi czasu. Ciężko jest mi teraz to ocenić. Pamiętam, jak jeszcze na Famicomie wielokrotnie próbowałem odnieść sukces i nie zawsze mi to było dane. Mimo wszystko polecam tą grę każdemu. Jest przyjemna, dobrze wykonana i zapewnia satysfakcjonującą rozrywkę. |
||||
|