RECENZJA do gry B-Wings (J) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
"B-Wings" będący produktem firmy Data East Corporation (w skrócie DECO) ma dla mnie wartość sentymentalną. Owa gra wypuszczona na rynek japoński 3 czerwca 1986 r. zawładnęła mną w połowie lat 90. ubiegłego wieku, choć przyznam się szczerze, że ukończyć mi się ją udało dopiero przy pomocy emulatora... Od zawsze zastanawiałem się o co chodzi w "B-Wings", bo jako dzieciak uwielbiałem ten tytuł, a sama sympatia do niego pozostała mi do chwili obecnej. Z tego, co udało mi się znaleźć w Internecie fabuła przedstawia się następująco: przestrzeń kosmiczna została opanowana przez nieznany wirus. Samotny pilot eksperymentalnej maszyny latającej znanej pod nazwą "FX-1" postanowił uwolnić Wszechświat od cybernetycznej zarazy. Jest bardzo dobrze. Sama gra podzielona jest na 30 poziomów pełnych rozmaitych wrogów, power-upów, broni oraz przeszkód. "FX-1" może być wyposażony w jeden z 9 rodzajów skrzydeł, z który każdy charakteryzuje się innym uzbrojeniem, które to z kolei może być zmieniane podczas rozgrywki. Dodatkowo nasz statek kosmiczny może być chroniony przed pociskami i przeszkodami w chwili wykonywania charakterystycznego manewru, co jednak skutkuje utratą skrzydeł. "B-Wings" robi się naprawdę trudny w okolicach 20 poziomu. Szkoda, że tryb "2 Player Game" nie charakteryzuje się jednoczesnym naparzaniem obu graczy na jednym ekranie, tylko na rozgrywce poprowadzonej kolejno dla każdego z "efiksmenów jeden". Myślę, że jeśli chodzi o kwestie audiowizualne, to nie ma się za bardzo do czego przyczepić. Naturalnie "B-Wings" jest znakiem czasów, w których powstał. Obecnie z obu wspomnianych parametrów gry lepiej broni się dźwięk. Oprawa audio wspaniale buduje klimat niniejszym recenzowanej produkcji. Chwytliwe motywy muzyczne i cyberpunkowe efekty dźwiękowe potrafią wręcz uzależnić i przyjemnie utkwić gdzieś w podświadomości. Grafika wypada słabiej, ale ze względu na przeładowanie ekranu rozgrywki odblaskowymi barwami niż na pewną archaiczność wynikającą z perspektywy roku 2012. Same animacje obiektów stoją na przyzwoitym poziomie. Grywalność... Ów nieszczęsny parametr obniża jedynie fakt takiego a nie innego rozwiązania w trybie "2 Player Game", o którym wspomniałem pod koniec trzeciego akapitu niniejszej recenzji. Sama rozgrywka jest rajcująca, choć przeznaczona jednak dla wytrawnych graczy, a chyba najbardziej "B-Wings" cieszy maniaków wszelakich shooterów osadzonych w przestrzeni powietrznej oraz kosmicznej. Poziom trudności wzrasta naturalnie, ale jednocześnie nie pozwala o sobie zapomnieć. Trzeba się nieźle nagimnastykować przy starciach z bossami i na dodatek pogłówkować w kwestii wyboru odpowiedniej broni. Moim zdaniem to bardzo w porządku jeśli chodzi o ogólny poziom gry wypuszczonej na 8-bitową konsolę w połowie '86 roku. "B-Wings" wypadałoby polecić tym, którzy pamiętają lata 90. ubiegłego stulecia oraz totalnym oldschoolowcom, którzy to nie patrzą na własne metryki jeno czczą epoki minione. Niniejszym recenzowana gra jest również przeznaczona dla fanów starych powietrzno-kosmicznych strzelanek w rodzaju tytułów takich jak "1942" wydanym przez Capcom 5 miesięcy po wypuszczeniu "B-Wings" czy też "Star Force", który dzięki koprodukcji Hudsona i Tecmo ujrzał światło dzienne w listopadzie 1987 r. Pokolenie jarające się mięsnym jeżem może sobie spokojnie odpuścić "B-Wings" jak również i większość gier przeznaczonych na platformę NES. |
||||
|