RECENZJA do gry Blades of Steel (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Firma Konami jest nam wszystkim dobrze znana. W czasach świetności konsoli NES lub SNES, producent wyróżniał się wysoką jakością grafiki jak i dźwięku. Spora część tytułów została okrzyknięta kultami lub przynajmniej godnymi uwagi grami, których nie powinno się lekceważyć. Contra, Metal Gear, Teenage Mutant Nina Turtles, Tiny Toons czy Antarctic Adventure, to tylko garstka produktów przeznaczonych na platformę NES. Konami od zawsze miało szerokie horyzonty jeżeli chodzi o dostępność gier na daną platformę czy komputer. Jest już od około 30 lat na rynku i ma się całkiem dobrze wydając dzisiaj gry na PlayStation 3 czy Xbox 360. Firma nie szufladkowała się w określonych gatunkach, lecz dużą wagę przywiązywano do strzelanin, bijatyk i gier sportowych. Każdy gracz słysząc słowa „Konami” i „gra sportowa” bez wahania odpowie Pro Evolution Soccer. Gdy jednak wejdziemy na temat NES’a, przypomni nam się Blades of Steel. Jest to jedna z pięciu hokejowych gier sportowych wydanych na platformę NES. Ukazała się w grudniu 1988 roku, czyli dosłownie kilka miesięcy po premierze Ice Hockey – pierwszej gry tego typu. Pomimo różnicy lat, produkt Konami utrzymywał się solidnie na rynku, konkurując zarazem nowszymi tytułami takimi jak Pro Sport Hockey czy nawet Ike Ike! Nekketsu Hockey Bu (hokej z serii Kunio-kun). Włączając grę momentalnie przechodzimy do menu głównego. Opcji na samym początku jest bardzo mało. Widzimy jedynie tryb jednego lub dwóch graczy. Wybierając pierwszą opcję, wyświetli nam się spis rozgrywek. Niestety tutaj nie mamy dużego pola manewru, bo do wyboru mamy tylko tryb exhibition (mecz towarzyski – jedyna dostępna rzecz dla dwóch graczy) oraz tournament (turniej). Ograniczono się tym samym prawie do samego minimum. W hokeju na lodzie są różne zawody, które mogłyby zostać uwzględnione w grze. Brakuje przykładowo Pucharu Stanleya czy mistrzostw świata. W zamian dostajemy jednorazowy mecz lub trzy w ramach zawodów o puchar ligi. Są trzy ligi – junior, college i pro. Oczywiście jak można się łatwo domyślić, oznaczają one poziomy trudności naszej gry. Osobiście preferuję rozgrywkę pro, ze względu na idealną konkurencyjność z komputerem. Drużyn z kolei jest osiem, czyli jest ilościowo optymalnie. Jednak mają one sporo rażących minusów. Pierwsze co nam się rzuci w oczy, to brak pełnych nazw drużyn. Podane są tylko miasta, czyli przykładowo zamiast New York Rangers zagramy zespołem New York. Jednak to jeszcze nic w porównaniu z tym co zobaczymy podczas gry. Okazuje się, że wszyscy hokeiści nie posiadają imion i statystyk. Są po prostu tacy sami pod względem szybkości, celności czy siły. To się tyczy wszystkich drużyn. Wybierając zatem miasto Edmonton nie sugerujmy się tym, że będziemy grac samym Waynem Gretzky czy Mariuszem Czerkawskim, bo oni tam nie istnieją, a drużyna jest taka sama jak inne dostępne. Jest to bardzo denerwujące, gdy gramy w trybie tournament. Oczekujemy wtedy by poziom stale się zwiększał z tercji na tercję. Przykro mi to stwierdzić, ale ja nie poczułem różnicy między pierwszym a ostatnim przeciwnikiem. Stoczyłem sobie po prostu trzy mecze i tyle. Czy Blades of Steel jest dobrze odwzorowaną grą w hokeja pod względem zasad? Myślę, że tak. Lodowisko jest identycznie odwzorowane z tymi w prawdziwym życiu. Jest sześciu zawodników z każdej drużyny, czyli maksimum dopuszczone w regulaminie. Są trzy tercje gdzie każda ma po 20 minut czasu. Występują też przewinienia za faule na przeciwniku. Innymi słowy jest podobnie jak w życiu, lecz nie do końca. Mi akurat to absolutnie wystarczy. Zrezygnowano ze skomplikowanego systemu kar, bo to byłoby bezsensu dodawać przykładową opcję przytrzymywania kija przeciwnika. W nagrodę jednak dostajemy możliwość zwykłej walki na pięści z przeciwnikiem. Jest ona dostępna wtedy gdy gracz albo z drugiej strony komputer będzie przeszkadzał w przeprowadzeniu akcji rywalowi. Akcja momentalnie przenosi się do dwóch hokeistów, którzy zaczynają walczyć. Gracz oczywiście jednym z nich steruje. Jedynymi dostępnymi ciosami to górna i dolna pięść. Dodatkowo można się w tych samych miejscach obronić drugim przyciskiem. Przypomina to takie ekspresowe Urban Champion w wersji hokejowej. Koniec walki określa pasek (a dokładniej kulki) życia, nad głową zawodnika. Ten kto przegra – siada na ławce kar i przesiaduje na niej kilka minut. Jest to dla wielu graczy najlepsza część całej gry, czego nie rozumiem. Walka jest monotonna, ciosy wychodzą z lekkim opóźnieniem, a wyeliminowanie przeciwnika praktycznie nie wpływa na efektywność gry poszkodowanej drużyny. Jest to więc taki mały dodatek, który nadaje smaczku. Koncept mi się podoba, ale w praktyce już nie za bardzo. Dobre wrażenie zrobiło na mnie sterowność, pole manewru oraz podawanie i strzelanie hokeistów. Możemy się poruszać po liniach prostych jak i po skosach, co daje nam wiele sposobów przebycia drogi do bramki przeciwnika. Lodowisko na wielkość jest odpowiednie. Wraz z umiejscowioną kamerą na bocznej trybunie, tworzy dobre pole manewru dla gracza. Podawanie i strzelanie jest dobrze skonfigurowane. Dzięki strzałkom, możemy celnie trafiać tam gdzie chcemy. Ostatnia rzecz, która mi została do opisania, to nowatorska strzałka poruszająca się wzdłuż bramki. Ona oznacza gdzie dokładnie krążek przekroczy linię bramki. Jest to dobre rozwiązanie, bo krążek przemieszcza się całkiem szybko, a obronienie strzału byłoby nie lada wyzwaniem dla każdego. Trudno też go odebrać, gdy sterujemy dwoma osobami – bramkarzem i zawodnikiem. W takich momentach strzałka może nas uratować przed stratą punktu. Oprawa graficzna jest bardzo dobra. W sumie to nie jest nic nadzwyczajnego, bo producentem jest Konami. Sylwetki osób są prawidłowo wykonane. Mają normalne proporcje budowy ciała, co nie za często się zdarzało zobaczyć w tamtym okresie. Szczegółowo jest też zrobione całe otoczenie, zwłaszcza gdy kamera przybliża się w czasie walki czy wykonania karnego. Pod względem kolorystycznym, to odrobinę mi nie pasuje ten szary, przyciemniony kolor całego otoczenia. To sprawia takie wrażenie jakbyśmy przyciemnili obraz na ekranie. Jednak da się do tego szybko przyzwyczaić i co najważniejsze, to nie sprawia żadnych problemów podczas gry. Udźwiękowienie jest wręcz identyczne jakie możemy usłyszeć w Track & Field 2, wydane przez Konami w tym samym roku. Muzyka posiada porządny i czysty mastering głosu oraz jest przyjemna w odsłuchu. Co samo się tyczy wszystkich FX użytych w grze, prócz wokalu. Został on zrobiony tak jakby, to nie aktor podkładał głos, a jakiś syntezator. Głos jest niewyraźny i ciężko zrozumieć teksty typu „Face off” czy nawet wypowiedziane na początku zdanie „Blades of Steel”. Na domiar tego, ten sam lektor jest użyty podczas każdego podania, czyli robi niby za komentatora meczów. Po pewnym czasie staje się to po prostu irytujące. Blades of Steel jest według mnie grą dobrą. To najbardziej realistycznie wykonany hokej wraz z Pro Sport Hockey na platformę NES, który nie traci przy tym na grywalności. Całkiem długo toczy się cała rozgrywka w czasie turnieju. Jednak każdy z nas to wie, że to między innymi zasługa tych pokazów i przerywników po zdobyciu punktu. Może specjalnie tak producenci przedłużali moment dojścia do końca, ze względu na tylko trzy opcje wyboru rozgrywki? Tego nie wiem. Gra jest według mnie świetna jak w nią się zagra na poziomie pro. Niższe poziomy aż nadto ułatwiają nam zadanie. Są one dobre dla początkujących. Potem gdy się oswoimy, to polecam raz na jakiś czas zagrać w ten hokej. |
||||
|