RECENZJA do gry Captain America and The Avengers (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
I znowu wracamy do kanonu komiksu "made by USA". Tym razem naszym głównym wrogiem jest pan Red Scull. Każdy kto śledził choćby odcinki Spider-Mana lecącego niegdyś w telewizji, powinien się domyślić, że w grze pierwsze skrzypce gra "captain America and the Avengers" A tak właściwie to jedna trzecia tego co z nich zostało. Niejaki Magneto unieszkodliwił Iron-Mana i Visiona. Tylko dzięki uporowi gracza uda się ich uwolnić z rąk straszliwych superłotrów. Dlaczego piszę "Capitan America i to co zostało z avengers'ów?". Ano piszę tak, albowiem nie sterujemy jedynie panem w niebieskim stroju w biało-czerwone pasy, ale też łucznikiem - innym przebierańcem, który to szyje z łuku. Przed nimi pół Ameryki do zwiedzenia, a w każdej lokacji czeka ich solidna dawka sieczki. Gra jest platformówką z elementami bijatyki. Jakkolwiek by to dziwnie brzmiało jest to prawda. Całość opiera się na przechodzeniu plansz w sposób dość bezsensowny: aby przejść planszę nie wystarczy tylko dojść do wyjścia, ale też zebrać specjalne kółeczko z napisem EXIT. Dopiero po tym można ukończyć poziom. Czasami zdarzają się główniacy. Ci dzielą się na dwie grupy: główniaki i pomniejsze gówniaki. Jedni od drugich różnią się częstotliwością występowania, wytrzymałością oraz momentem pojawienia się ich w rundzie. Pomniejsi zjawić się mogą w każdej chwili: zarówno pod koniec planszy jak i początek. Ci pomniejsi są także bezimiennymi robotami. Prawdziwi BOSS'owie to znane fanom komiksu postacie z Red Scullem na czele. Czasem zdarzy się, że wpadniemy w "dziurę czasoprzestrzeni", której skutkiem jest konieczność pokonania sporej liczby żołnierzy. Kapitan różni się od łucznika i to znacznie. Od koloru stroju, przez ataki po zastosowanie ich w różnych planszach. Są takie miejsca gdzie łucznik nie doskoczy, są takie rzeczy, których kapitan nie zestrzeli. Postacie bardzo ładnie się uzupełniają, toteż strata jednego z nich jest sporym problemem. Na szczęście można postać odzyskać znajdując specjalną literkę. Co prawda mało logicznego myślenia widzę w tym zabiegu ale co tam - to w końcu platformówka. Przyjdzie nam odwiedzić różne lasy, które tak naprawdę różnią się tylko kolorem i lekko pozmienianą kolejnością atrakcji, trafimy do miasta, do różnych fabryk aż do płonącego budynku (unikat), skupiska złomu (?) i na księżyc (unikat, unikat!!!). Rund jest całkiem sporo, można wybrać drogę jaką chce się obrać. Można, ponieważ jest mapa, dzięki której zmieniamy drogi podróży i odwiedzamy np. drugi raz tą samą plansze. Grafika jest ładna. Ogólny rozrachunek jednak wychodzi na niekorzyść, bo ileż można oglądać wyjątkowo podobne otoczenie w różnych planszach? Owszem, dochodzą nowe elementy, ale autorzy robią to tak leniwie, że sam nie wiem jak ukończyłem tą grę na konsoli. Dodajmy, że gdyby nie powtarzalność elementów dałbym o dobry punkt więcej. Aha, wybuchy są niezłe, lecz niewiele się nimi nacieszycie, bo brakuje tutaj czegoś... no, czegoś olśniewającego. Tak po prostu. Muzyka jest i pasuje do takiego typu gry. Różni się w zależności od prowadzonego bohatera i sytuacji w jakiej ów się znalazł. Dźwięki też się znajdą, a jak. Nie można im nic zarzucić. Ale też nie da się ich pochwalić. W grze brak tekstu mówionego, co jest oczywiste w grach na NES'a. Całość prezentuje się nierówno. Z jednej strony jest tutaj sporo elementów umilających rozrywkę (tarcza na pociski rulez), jednak marna to pociecha, gdyż gra jest po prostu średnia. Fanom pewnie się spodoba a i znajdą się inni platformowicze, którzy po tą grę sięgną i narzekać nie będą. Ja jednak dostrzegłem w tej grze sporo denerwujących elementów i nie sposób mi ją pokochać. Czy ja się wyżywam? Może oceńcie sami. |
||||
|