RECENZJA do gry Karate Kid, The (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Filmy i gry. Są to dwa różne media, narzędzia w rękach szatana (hehe), które służą rozrywce ludzkości. Od kiedy pojawiły się gry, wydawało się nieuniknionym to, że wkrótce będą się uzupełniać. I tak kiedyś powstawały gry na bazie filmów, a teraz powstają filmy na bazie gier. Ale dawniej gra powstająca na podstawie filmu miała - powiedzmy sobie - pewne uproszczenia, fabuła często opowiadała o tym samym co film itp. Jedną z tych gier jest "Karate Kid", która powstała na podstawie filmu pod tym samym tytułem. Nie oglądałem filmu, toteż trudno jest mi opisać grę. Już tutaj zaczynają się niedogodności. Jeśli chcesz poznać fabułę, musisz obejrzeć film. Co prawda można grać w grę bez uprzedniego zapoznania się z produkcją filmową, lecz wtedy trudno zrozumieć o co właściwie chodzi. Na początku to dość proste: jesteśmy w konkursie o miano mistrza sztuk walki. Ale co się dzieje później? Są co prawda szczątkowe informacje przed rundą gdzie się udajemy, lecz na tym koniec. Prowadzenie akcji stanowczo nie jest mocną stroną tej produkcji. O czym mówi sam tytuł gry? Ano o tym, że jest to bijatyka. I tu jest miła odmiana, ponieważ nie jest to bijatyka tylko chodzona, bądź też tylko jeden-na-jeden. Tutaj mieszają się dwa typy bijatyk. I tak podczas mistrzostw jest klasyczny duel, natomiast później jest znana wszystkim wyrzynka wszystkiego co się rusza. Niestety taki zabieg spowodował uproszczenie zasobu ciosów naszego bohatera. Jest tylko cios i kop, dodatkowo z kucnięcia i z wyskoku. Combosów nie ma żadnych, ale zaradzono temu w ten sposób, że można zdobyć czasem literkę (C do kopnięcia i D ko ciosu), dzięki której można wyprowadzić super-cios. Niestety super-cios jest jednorazowy na jedną literkę i nie pomaga za bardzo w rozgrywce. Co można napisać o wrogach? Zacznę od tego, że są głupi jak but i ich taktuką jest bieg prosto na nas, jak kamikaze w "Serious Samie". My wtedy wyprowadzamy cios, oni się nadziewają i giną. Trochę gorzej jest, gdy cios wyprowadzamy za późno lub za wcześnie. Wtedy to przeciwnik wykorzystuje i nas atakuje. Nie są jednak tak głupi prawda. Najgorzej jest jednak, gdy atakują w liczbie dwóch (bo nie mogą atakować w większej liczbie). Wtedy to jeden atakuje, my cierpimy, atakuje drugi, potem znowu pierwszy, my dostajemy szału, i tak ubywa nam calusieńka energia. Wtedy pomaga zwany przeze mnie berserk - po prostu walimy w klawisze bez ładu i składu, i jakoś wychodzimy tylko z połową energii. A co jest, gdy nas wezmą w dwa ognie... koszmar. Oddzielny akapit poświęcę na bonusowe gry. Naprawdę, gra wiele by straciła, gdyby ich nie było. W tych oto minigierkach możemy unikać młota, łapać muchy pałeczkami i rozbijać bryły lodu. Może jest ich jeszcze więcej, lecz nie udało mi się ich odkryć. Dzięki nim możemy zyskać parę tych "super-ekstra-mega-ciosów", które zużywają się bardzo szybko. I bonusowe punkty oczywiście. Grafika jest średnia ze stanów średnich. Na pierwszy rzut oka wydaje się jeszcze gorsza. Postacie są do siebie bardzo podobne i jedyne co je różni to kolor ubrania. W grze widać schematy, plansze mają bardzo podobną konstrukcje (ci co grali w pierwsze super Mario powinni wiedzieć co mam na myśli), i dodatkowo w bardzo prostej kolorystyce. czasem po prostu nie wiadomo, gdzie jest ziemia, po której można iść. Po prostu nic ciekawego. Muzyka jest jeszcze gorsza. Jedyny kawałek, który nie denerwował mnie po 16 sekundach to ten z menu tytułowego. Dźwięki są sztuczne, mało dźwięczne i (podsumowując) biedne. Aha, w grze nie ma kwestii mówionych i nie powinno to nikogo dziwić. Parę słów podsumowania: średnia gra ze średnią grafiką i biedną oprawą dźwiękową, dodatkowo wyjątkowo krótka, bo składająca się z czterech plansz. Gra która na dzień dzisiejszy nie powinna spodobać się nawet kompletnym fanom NES'a. Gra tylko dla kolekcjonerów gier na NES'a, fanów filmu (są tacy?) i... może dla ciebie ? :) |
||||
|