W dniu dzisiejszym mam zaszczyt zaprezentować państwu pewną, wspaniałą, lecz zapomnianą przez ten nieubłagany czas, grę. Gra jest kolejną typową platformówką, jednak zauważam w niej pewne elementy - dla niektórych wydadzą się one zapewne błahe lub głupie-, które wyróżniają ją na tle innych jej podobnych produkcji. Fabuła może nie jest specjalnie najwyższych lotów, jednak na szczęście nie ratujemy świata po raz n-ty, lecz musimy naszym bohaterem uratować z opresji jego przyjaciółkę bądź ukochaną z rąk bardzo złego przybysza, który ma za nic ludzkie życie. Obaj mają na pieńku niezapomniane krzywdy i zatargi. Główny zły oraz nasz heros muszą stoczyć decydującą walkę o losy wyżej wymienionej dziewczyny. Co do sprawy naszego bohatera to jego wygląd jest zgoła bardzo, ale to bardzo oryginalny. Oryginalność ta polega na tym, że ów wspomniany bohater ma w zanadrzu trzecie dodatkowe oko, które służy mu za rodzaj mistycznego pistoletu - strzela on przy pomocy tego oka do napotkanych przeciwników znajdujących się aktualnie na danej planszy. Od razu niektórym osobom mogą narzucić się skojarzenia z jedną z postaci z mangi „Dragon-Ball” (maniacy na pewno muszą to wiedzieć)-nazwy jego niestety nie pamiętam. Poziom trudności w grze nie należy do specjalnie wyśrubowanych, jednak w grze występują element, które mogą szybko zirytować ewentualnego gracza – bez opcji save&load ani rusz. Niektórzy przeciwnicy potrafią doskonale napsuć krwi. Ilość tychże jakoś niespecjalnie nie zwala z nóg, ba ciągle się oni powtarzają. Również sztuczna inteligencja nie oszołamia. Przeciwnicy poruszają się w te i we w te (tak bez ładu i składu) i stosują zgoła prymitywne techniki ataku. Strasznie mi ich żal. Ich wygląd pochodzi z jednej z kolorowanek dla przedszkolaków. Ani nie są oni straszni ani brzydcy. Są to różnego rodzaju krasnale, nietoperze, buszmeni, kostuchy, pszczoły i itp. Standard to bólu. Najważniejsze że można ich szybko i prawie bezboleśnie załatwić- i to się liczy. Nasz bohater ma do dyspozycji z pięć ataków „psychicznych” oraz pewien rodzaj włóczni ( stały i przydatny element rozgrywki- przyciskamy mocno przycisk „A”), służący do pokonywania wysokich elementów otoczenia np.: półki skalne. Na samym początku mamy tylko jeden z możliwie pięciu dostępnych. Pozostałe cztery ataki należy kupić za pieniążki w specjalnym sklepie prowadzonym przez miłą sklepikarkę. Ów sklep jest oznaczony stojącą dziewczynką z flagą w ręku. Oprócz wspomnianych ataków w sklepie również można kupić dodatkowe życie, możliwość uzdrowienia oraz specjalnego ptaka, który przybędzie do nas z pomocą w razie, gdyby nam coś się stało, np..: wpadnięcie do głębokiego rowu czy szczeliny. Poszczególne ataki różnią się od siebie zarówno wyglądem jak i samym sposobem działania, tzn.: inny działa jak bumerang z kolei inny jak karabin maszynowy. W sumie ilość dostępnych plansz jest niewiele, za to graficznie prezentują się znakomicie. Przemyślana kolorystyka oraz przemyślany wygląd plansz sprawiają, że trudno im cokolwiek konkretnego zarzucić. Można się przyczepić do zbyt dziecinnego wyglądu oraz niejakiej ascetyczności. Jednak w porównaniu z innymi grami na Nes’a (Pegasusa) gra wygląda nadspodziewanie dobrze i trudno byłoby jej nie zaliczyć do grona najlepszych hitów na ten akurat system. Animacja jest bez zarzutu. Wszystko działa płynnie i nie ma gubienia klatek i szarpnięć w animacji (vide „Contra: Force”- chodzi tu o skoki). Śmieszyć może wygląd bossów, co sprawia, że nie trzeba brać ich na poważnie. Główny zły za to jest niesamowicie trudny do pokonania. Muza, która pobrzmiewa w tle nie jest wyjątkowa, jednak nie można jej zarzucić, że jest zła czy wręcz tragiczna. W sumie jest ona średnia- raz jest ona dobra a raz nie. Największą wadą gier na ośmiobitowe konsole jest ich mała żywotność, tzn.: można je przejść w niespełna godzinę. Tutaj podobnie i bez wyjątku. Pięć poziomów to raczej kpina twórców. Irytują mnie także pociski wystrzeliwane przez oponentów, są to proszę państwa - plastry!!! (buhahaha). Jeden patent zastosowany w tej grze spodobał mi się najbardziej. Jest to możliwość podbijania nominałów zbieranych monet. Tak więc z pięćdziesiątki mamy stówę lub więcej. Mogę się także przyczepić do infantylnego klimatu jaki panuje w tym produkcie. Jest on za dziecinny i przejaskrawiony. Bez zastrzeżeń wypadałoby polecić tę grę jakiemuś młodszemu osobnikowi. Gra nie sprawia zawodu i można choć raz w nią zagrać, ot - z ciekawości.
PS: Tą grę znajdziecie w następujących romach: "3 HIK" oraz " Mitsume ga Tooru".
N. W. |