RECENZJA do gry Nightmare on Elm Street, A (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Dawno już nie grałem w żaden dobry horror. Zazwyczaj biorąc do ręki dany tytuł, spodziewałem się dokładnie tego, co podano mi na tacy. Niestety wśród całej masy średniaków i kilku mocnych tytułów raczej ciężko mówić o grozie, jaką pamiętamy z pierwszych odsłon Resident Evil czy Silent Hill (moment z psami wyskakującymi przez okno wywołał u mnie palpitacje serca i w konsekwencji zaowocował pociągnięciem pada i zrzuceniem konsoli na podłogę). Ciekawostką był dla mnie "A Nightmare on Elm Street", który ukazał się na popularnym dekady temu NESie. Czy będzie podobnym zawodem jak "Piątek 13go", również goszczący na tej samej konsoli? Kto wie… Nim ostatecznie wydam swój werdykt windujący grę na piedestały, czy też wysyłający ją do piekła na podobieństwo Jasona, muszę przybliżyć wam jej zalety i wady. W grze wcielamy się w postać jednego z mieszkańców Elm Street, którego zadaniem jest przede wszystkim przeżycie, a przy okazji pokonanie mordercy ukazującego się nam w snach. Trudno mówić tu o jakimkolwiek większym zaskoczeniu. Wszyscy zaznajomieni z serią filmów bez problemu będą wiedzieli co powinni zrobić; inni natomiast powinni wziąć przykład z pozostałych tytułów jakie święciły triumfy i domyślić się, że tak naprawdę większość gier była więcej lub mniej rozbudowanymi, mniej lub bardziej udanymi, platformówkami. TAK! Dobrze przeczytaliście! "Koszmar z ulicy Wiązów" jest niczym innym jak kolejną grą typu Mario, ba! Ma nawet kilka podobieństw, choć zdaję sobie sprawę z tego, że w tym gatunku trudno o jakikolwiek powiew świeżości. Prawda ta jest smutniejsza, gdy weźmiemy pod uwagę fakt wydania tej gry z oficjalną franczyzą dzieła z filmowego ekranu. Ciężko było mi to zrozumieć, lecz patrząc na powody jakimi kierowali się wydawcy jestem w stanie przychylić się troszkę bardziej do ich produktu końcowego i przełknąć z trudem to co w tym tytule jest niestrawne. Tak jak już wspomniałem jesteśmy jednym z dzieci, lecz jeśli mamy pod ręką znajomych to i oni mogą stać się niczego nieświadomymi ofiarami Freddiego i gry, w którą przyjdzie im zagrać. Rozpoczynając grę warto też wspomnieć, że na oryginalnym pudełku posiadamy zarys fabuły, który nadaje całości większego sensu, a brzmi on mniej więcej tak: „Coś przerażającego dzieje się ostatnio na ulicy Wiązów. Wydaje się, że z każdym kolejnym dniem dokonuje się makabryczne odkrycie… kolejny nastolatek z sąsiedztwa tajemniczo zmarł w ciemnej nocnej ciszy. Każdy mówi, że zgon nastąpił „z przyczyn naturalnych”, ale wydaje się, że ktoś (lub coś) zabiera ich jeden po drugim w trakcie snu. Potworny koszmar staje się prawdą… i koszmar ten ma na imię Freddy Krueger. To do ciebie i twoich przyjaciół należy przeszukanie całej ulicy Wiązów w celu odnalezienia jego kości rozproszonych po całej okolicy, a następnie zebranie ich i spalenie w szkolnym piecu znajdującym się w miejscowym liceum. Jeżeli zdołasz nie zasnąć wystarczająco długo, możesz być w stanie zakończyć panowanie i terror Freddiego na dobre. Lepiej się pospiesz, robi się już późno, twoje powieki stają się coraz cięższe i cięższe z minuty na minutę”. Sami przyznajcie, że czytając wyżej wymieniony cytat moglibyśmy uzyskać całkiem przyjemny tytuł. Skoro wiecie już o grze tyle to może powiem słów kilka o przeciwnikach, a tych jest tutaj kilku i niestety nie wszyscy godnie oddają klimat niepokoju, jaki powstał po przeczytaniu wprowadzenia. Początkowo przyjdzie nam walczyć gołą pięścią z wężami, lub zwyczajnie je przskakiwać. Musimy uważać na spadające z nieba (SIC!) kamienie i latające w koło nietoperze. Przemierzając kolejne poziomy po drodze zahaczymy też o muchopodobne latające stwory, skaczące i chodzące pająki, szczury, latające noże. Śmiało można stwierdzić, że potencjał nie został wykorzystany do końca. Możliwości jakie daje gra są znacznie większe, ale z drugiej strony patrząc prawdziwe cuda mogłyby się dziać dopiero, gdy nasz bohater zapadnie w sen (ktokolwiek zastanawiał się co na jawie mogą robić zombie?). Inną kwestią są natomiast mini pojedynki, które toczymy przy końcu każdej z plansz. Rękawica Freddiego, gdy nie mamy przy sobie broni miotanej, może przysporzyć nerwów i w konsekwencji irytacji zrazić do tytułu jeszcze bardziej (zwłaszcza podczas nagłej zmiany ruchu przeciwnika zaprogramowanej przez twórców co niejednokrotnie kończyło się śmiercią). Pokonując kolejne etapy wchodzimy do kolejnych domów czy miejsc (złomowisko, cmentarz), jednocześnie cały czas mając na uwadze ogólny plan po którym poruszamy się między kolejnymi lokacjami. Niestety projektanci, pomimo wielkiej pomysłowości co do poziomów i próby uatrakcyjnienia rozgrywki, dosłownie położyli jednocześnie kilka z nich. Patrząc na cmentarz w którym prócz nagrobków i drewnianego płotka mamy też płynącą pod ziemią wodę i wyskakujące z niej plemniki (serio! Choć w tym wypadku miały to być raczej ryby). Dodatkowo boss w postaci ducha, jakiego znajdziemy choćby w grach dla dzieci, z twarzą mordercy, eh… co tu wiele mówić! Powtórzę się, nie każda lokacja jest przemyślana, a szkoda! Nieco inaczej sprawa ma się kiedy zaśniemy i gra przeniesie nas do alternatywnego świata, w którym pojawiają się szkielety, latające czaszki i pajęczaki z twarzą Freddiego. Jak zatem uchronić się przed snem niosącym nam, przynajmniej teoretycznie, śmierć? Na planszach porozrzucane mamy kubki z kawą, które zmuszeni jesteśmy zbierać, aby jak najdłużej pozostać w świecie żywych. Jeśli jednak przydarzy się nam już zasnąć, jedyną ucieczką ze snu (gdy śpimy przeciwnicy są nieco mocniejsi) będzie dotknięcie magnetofonu. Przywróci on nam pasek energii i umożliwi dalszą rozgrywkę w świecie rzeczywistym. Na planszach znajdziemy też porozrzucane szare kwadraciki symbolizujące moce, którymi będziemy mogli posługiwać się w starciach z bossami. Oglądający filmy z serii "Koszmaru..." bez problemu podadzą części na której wzorowali się twórcy, dając nam możliwość zostania mistrzem kung-fu (gdzie bohater zamiast bić pięścią wyskoczy na przeciwnika w wyciągniętą do przodu nogą), czy oddając nam w ręce, a raczej pady, takie cudeńko jak miotanie zaklęć. Graficznie gra przedstawia się podobnie jak większość tytułów z tamtego okresu. Jednak użyta paleta barw daje nam złudzenie poniekąd brudnego i niepokojącego świata. Dzisiaj raczej trudno będzie mówić o klimacie i przerażeniu, choćby z racji tego, że w dobie obecnej generacji straszy już coś innego. Nie zapominajmy również, iż mamy tu wciąż do czynienia z platformówką, której głównym zadaniem jest spędzenia przy niej chwili (ukończenie gry zajęło mi nieco ponad czterdzieści minut) i zrelaksowania gracza. Nasuwa się tutaj kolejne pytanie, mianowicie czy przy tej grze można się zrelaksować? Niestety cholerna końcówka gry wycisnęła ze mnie i pada siódme poty! PIEPRZ SIĘ FREDDY! Poziom gry za wyjątkiem starć z bossami nie jest wyśrubowany i poradzi sobie z nim każdy, jednak trafienie końcowych przeciwników często okazuje się prawdziwym utrapieniem. Dodatkowo znikająca od czasu do czasu postać głównego bohatera… jest, ale jej nie ma i tak oto tracimy życie nie wiedząc do końca gdzie jesteśmy. Wpadamy do dołu, na przeciwnika, lub cokolwiek innego co nie darzy nas sympatią i bardzo łatwo możemy zobaczyć napis informujący nas uprzejmie o końcu gry. Muzycznie, podobnie jak większość ścieżek z innych gier wydanych na NES, nie ma tu rewelacji. Odgłosy mocno się postarzały a melodie, w niektórych wypadkach aspirują wręcz do miana popiskiwania i na pewno nie znajdą wielkiego grona fanów. Inne wyjęte są żywcem z gry akcji, jeszcze inne starają się nas zaniepokoić. Czasem się to udaje, czasem nie, czyli jest średnio! Typowy przeciętniak! Szkoda natomiast, że porzucono pierwotną koncepcję gry, w której to gracz miał wcielić się w Kruegera, który zabijać miał nastolatki zbierające fragmenty ciała Freddiego. Podróżować moglibyśmy dzięki liniom elektrycznym i wodno-kanalizacyjnym, lub też wkroczyć w lustro… linie energetyczne? ARE YOU SERIOUS? „Dzieci uzbrojone są w specjalne moce nazwane Sennym alter ego (coś co miało miejsce w trzeciej części filmu), ale jeśli pokonałbyś je zanim się obudzą, nie będą już dla Ciebie kłopotem. Naostrz więc swoje ostrza i przygotuj się na cięcie, bo Freddy tu jest!”. Taka wersja gry byłaby zdecydowanie bardziej atrakcyjna, przynajmniej dla tej części z nas, która lubi od czasu do czasu zabić kilku niczemu niewinnych nastolatków na ekranie swoich komputerów. Niestety nigdy się nie wydarzyła, bowiem twórcy szybko podjęli decyzję o zmianie charakteru produkcji w celu uniknięcia kontrowersji. Lata wcześniej wydano bowiem na Atati 2600 grową adaptację "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", gdzie gracz kontrolował mordercę ścigającego i zabijającego ofiary. Tytuł okazał się finansową klapą, ponieważ wielu sprzedawców odmówiło sprzedaży obawiając się represji, choć coś mi podpowiada, że powód był z grubsza inny. SO, THE EVIL IS PURGED FIRE PURIFIES ALL. THE BONES ARE ASHES, SOON TO BE DUST. FREDDY IS DEAD AND THE NIGHTMARE IS ENDED. … OR HAS IT? + Jako platformówka spisuje się dość dobrze + Dość mroczna paleta barw + Muzyka nie powoduje natychmiastowej chęci wyłączenia + Bardziej skomplikowane walki z bossami wymagające sporej zręczności. - Zmarnowany potencjał i możliwości jakie daje postać Kruegera - System specjalnych mocy, które tak naprawdę nie są niczym specjalnym - Niektóre poziomy zwyczajnie zawodzą brakiem pomysłowości (woda pod cmentarzem, zombie) - Durnowaty Boss pod postacią ducha - Znikająca postać głównego bohatera - Nasze ataki czasem nie trafiają w bossów - Porzucenie oryginalnej koncepcji na tytuł |
||||
|