RECENZJA do gry Rockin' Kats (U) [!] |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Nieznana firma, mało znana gra, bohater jak setki innych... teoretycznie wyjątkowo małe szanse na powodzenie i odniesienie sukcesu. I rzeczywiście mało kto słyszał, a tym bardziej grał w grę "Rockin' Kats". A jest to - według mnie - jedna z lepszych gier platformowo-zręcznościowych na NES'a. Na czym opieram te spekulacje? Zacznijmy od banału: fabuły. Motyw przerabiany kilkaset tysięcy razy, znany i powszechnie uznany za standardowy dla większości produkcji. Chodzi oczywiście o naszą ukochaną, która to została porwana. Nie dość, że schemat powtarzał się w wielu grach, to w tej grze powtarza się... pięć razy! Jak do tego doszło? W grze wprowadzone jest pewne udziwienie. Otóż gra jest przedstawiona jak film, a wybór poziomu to wybór kanału telewizyjnego. Jest to bardzo ciekawy zabieg (ale trudno uwierzyć, aby w telewizorni puszczali cztery filmy na czterech różnych kanałach o bliźniaczym zawiązaniu akcji, jakim jest porwanie). Możemy wybrać spośród czterech kanałów dostępnych na początku i kanału piątego, który to uaktywnia się po przejściu czterech poprzednich. Oprócz zwykłych plansz są też dwa kanały "bonusowe". Jeden to coś w rodzaju kanału z konkursami. Możemy pomnażać na nim naszą kasę, jednak za samo wystąpienie też trzeba zapłacić. Drugim kanałem bonusowym są... "telezakupy"! W przeciwieństwie jednak do standardowych, nudnych i monotonnych reklam "made by mango", te w grze odwiedzamy z chęcią. Można nabyć tutaj sporo rzeczy pomagających nam we właściwej grze. Bomby, kulki czy też buty spowalniające spadek to tylko część z asortymentu. Kupujemy oczywiście za kasę, która jest porozrzucana po poziomach. I tu kolejny plus, ponieważ ten zabieg powoduje, że nie nudzimy zbierając kasę i pokonując wrogów. W głównych rolach wystąpi... Kot Billy! To on jest dzisiaj ostatnim sprawiedliwym, który walczy z bezprawiem panującym w centrum miasta, parku rozrywki, czy też w samym Nowym Jorku. Do tej walki musiał się właściwie przygotować, toteż udostępniono mu standardową broń w kreskówkach: pistolet strzelający pięścią! Ta oto straszliwa broń nie tylko niszczy przeciwników ale też służy do chwytania różnych obiektów takich jak spadające doniczki czy butelki z piwem. Chwycić się może także budynków i się w ten sposób rozhuśtać, wydłużając tym samym lot. Wspomnieć należy także, że za pomocą owej pięści może się odbić od podłoża i skakać wyżej. Lokacje, jakie przyjdzie nam odwiedzić to centrum miasta, lotnisko, park rozrywki, dziki zachód oraz Nowy Jork. Plansze różnią się od siebie i nie można ich ze sobą pomylić. Warto wspomnieć, że nie ma tutaj czasu na nudę, bo czekają na nas większe atrakcje niż tylko chodzenie w prawo. Zdarzy nam się wsiąść na samolot, ścigać metro na deskorolce czy też śmigać na wózku kopalnianym. Atrakcji jest sporo, dzięki czemu nie ma się ochoty odchodzić od gry zbyt szybko. BOSS'owie nie czekają na nas tylko na końcu etapu, albwiem zdarzy nam się walka na półmetku planszy. Mało znane firmy mają to do siebie, że ciąży nad nimi klątwa i coś nie może być w związku z tym idealne. Tutaj tą piętą achillesową jest wykonanie. Owszem, grafika się broni dość dzielnie, jednak to nie to samo co choćby "Chip & Dale" Plansze nie toną w szczegółach, często zdarzają się monotonne otoczenia. Kolory są także mało trafnie dobrane, bo mimo iż jest to gra kreskówkowa to za dużo w niej kolorów czystych. Niektóre wręcz kłują w oczy. Ta ostatnia wada może być dla niektórych zaletą, ja jednak poczytuję to jako zaniedbanie. Dodatkowo niektórzy wrogowie mają mało klatek animacji. Dźwięk nie zachwyca. Mała liczba instrumentów, efekty dźwiękowe są dziwne, brak kwestii mówionych. Oprawa dźwiękowa to najgorsza składniowa gry. Mało znana firma, mało znany tytuł, niemal bezimienny bohater. Jak na te wszystkie "niemal niewiadome" gra wyszła dość zgrabnie. Grywalność jest duża, bo gdzie zawodzi wygląd, retuszuje się go akcją i nietypowymi pomysłami. Całość daje dobrą produkcję w którą warto zagrać. Zwłaszcza fani platformówek będą zachwyceni. |
||||
|