RECENZJA do gry Street Fighter 2010 (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
"Street Fighter". Znacie? Na pewno, co za pytanie. Seria, która królowała w salonach gier, dopóki nie pojawił się Mortal Kombat. Każdy fan emulatorów musiał choćby usłyszeć o tym tytule. Tytuły te to nic innego jak nawalanki (2D i 3D) w których chodziło aby zostać mistrzem sztuk walki. Seria dobra, lecz każdy kolejny tytuł dawał to samo lecz inaczej:). czasem dochodzili nowi zawodnicy, nowe scenerie a w końcu nowa mechanika rozgrywki (seria alpha) i trójwymiar (seria EX plus). Mimo wszystko były to standardowe bijatyki. Dlatego teraz bądzcie gotowi na wstrząs, albowiem prezesowie z Capcom'u zrobili mały eksperyment i wydali... platformera z elementami bijatyki. Całość wrzucili do przyszłości, zawinęli w nową fabułę i podali na NES'a. Eksperyment chyba nie spodobał się fanom, bo nie usłyszałem więcej o podobnej grze ze "Street Fighter" w tytule. Ale co tam. Przed wami "Street Fighter 2010" Akcja dzieje się w roku 2010. Cała fabuła opowiada o pewnym złym, który ukradł co nieco z labolatorium genetycznego i przy okazji zabił najlepszego przyjaciela Kena. Ten postanowił pomścić przyjaciela i wyruszył w pościg za zbiegiem, który udał się na drugi koniec naszej galaktyki. Dość krętą drogą:) Wszystko byłoby cool, fajnie i prosto, gdyby Ken nie musiałby uzupełniać energii do skoków w przestrzeń kosmiczną. Nasz drogi evil-man zostawił ślad, dzięki któremu mażna go bez problemu odnaleźć. Dość powiedzieć, że na każdej planecie zostawił - pewnie niechcący - trochę kradzionego specyfiku, który zamieniał w "supermanów lub superobcych" napotkane stworzenia. I tak Ken, który przeszedł kurację odmładzającą (biotechnologia czyni cuda i z wiekiem 50 lat skacze jak olimpijczyk) zabije potwory, zassie z nich energię i skoczy do kolejnej lokacji, gdzie zassie kolejną dawkę energii i tak dalej. Jak to wygląda w waszych oczach? Mizernie? Nieciekawie? Może i nawet, ale wszystko w tym tytule zostało dopracowane. I tak czasem musimy najzwyczajniej poczekać na cel, innym razem opracować skuteczną strategię unikania ciosów i zadawania własnych, jeszcze inszym przejść przez lokację w jednym kawałku. Te są duże, gdy należy przejść do samego wroga, innym razem małe, gdy mamy go jedynie unieszkodliwić. Czasem przyjdzie się nam zmierzyć z wieloma wrogami, przeróżnymi przeszkodami itp. Gra jak na platformówkę jest solidnie udziwniona. Wróg po zabiciu oddaje energię, którą należy złapać przed upływem określonego czasu. Po złapaniu jej mamy równo dziesięć sekund na znalezienie portalu. Jeśli się spóźnimy... mamy jeszcze parę żyć. Nasz drogi Ken nie jest bezbronny. Wdziany w skafander eksterminuje obcych może nie z gracją, co polotem. Podstawowym ciosem jest boks, który przypomina trochę karabin maszynowy. Jest też ciężki cios, zabierający wrogowi więcej mocy. Ken może jeszcze zaatakować w powietrzu z kolanka lub ręki. Ostatnim i moim ulubionym ciosem jest atak z góry z salta. Bez tego ciosu ta gra nie byłaby chyba w połowie tak grywalna. Wystarczy wyskoczyć i skierować postać do tyłu, a nasz bohater obróci się w powietrzu. Istnieje jeszcze atak, którym atakujemy ze ściany, ale nie różni się on od innych. Warto jednak odnotować, że Ken wspina się pościanach. Aby nasze ataki były skuteczne należy zbierać power-upy przedłużające zasięg ciosu. Poza tym są jeszcze znajdźki przywracające uderzenia naszej postaci, a nawet ochrona czy cios nogami podczas przewrotu w tył. Parę słów jeszcze o wrogach. Ci dzielą się na dwie grupy: targety (cele) i pozostałe. Za zabicie naszego celu dostajemy energię , za zabicie innych potworów dostajemy (czasem) punkty uderzeń. Czasem zwykłe potwory są celami. A co... Dużo o wszystkim a nic jeszcze o grafice. Ta mi się bardzo podoba. Animacja Kena jest bardzo dobra, podobnie jak innych potworów. Co do lokacji także nie mam zastrzeżeń. Co więcej, chcę ją pochwalić za specyficzny klimat, jaki wytworzyła wokół każdej krainy. Niby widać, że Nowy Jork a jednak jest taka... kosmiczna. I mroczna. Każda planeta się różni i trudno znaleźć elementy podobne (o ile w ogóle są). Zdarzają się także lokacje zawieszone w przestrzeni, czyli nigdzie i nigdy. Te wyglądają jak ze snów fanatyka fajki zdrowia. I w tych światach zdarzyć się może wszystko. Dźwięki można zauważyć i to bardzo dobrze. Muzyka jest bardzo dobra (zwłaszcza motyw w bodajże szóstej planszy w drugim świecie. Jest taka monumentalna, gdy ma się dobre głośniki i basy) Nie potrafię pisać o muzyce. Jest po prostu fajna. Gra ma parę niedogodności. Po zabiciu swojego bohatera cofamy się do początku planszy, co czasem, przy kilometrowych korytarzach, powoduje nerwicę. Innym, rzucającym się w oczy niedopatrzenoiem to brak energii u BOSS'a. Denerwujący jest fakt, że naparzamy wroga cały czas a ten nie daje po sobie tego poznać. Nie wiem, może fani mnie zlinczują, ale taki odskok od utartej ścieżki wprowadził dużo świeżości do serii i dla mnie gra jest bardzo dobrym miksem bijatyki z platformówką z naciskiem na to drugie. Po prostu dobra pozycja. PS. Aby wczuć się w klimat gry radzę ustawić FPS na 40, a dźwięk na low bass i 22050. Normalna gra jest według mnie za szybka i muzyka odgrywana jest zbyt szybko. Po tym zabiegu zaś dreszcze aż przechodzą. |
||||
|