RECENZJA do gry Teenage Mutant Ninja Turtles (U) [!] |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Chyba nie muszę przedstawiać kim są Wojownicze żółwie ninja. Popularni mutanci ujrzeli światło dzienne w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych pod postacią komiksu. Trafiono tym samym na bardzo ciężki rynek. Marvel lub DC Comics to jedynie początek konkurencji, z którymi trzeba było walczyć o klienta. W tym celu koniecznie należało wypromować nowych bohaterów. Natychmiastowo i na szeroką skalę zaczęto sprzedawać wizerunek żółwi. W Ameryce pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych można było ich znaleźć wszędzie – na różnych gadżetach, płatkach śniadaniowych, w formie zabawek czy seriali. Oczywiście przypatrzymy się ich poczynaniom w świecie gier. W dzisiejszych czasach wypuszczane są tytuły mało znane graczom. Sam się zdziwiłem, że od 2002 regularnie z roku na rok premierę mają kolejne produkcje. Czy warto wśród nich można znaleźć coś dobrego? Muszę przyznać, że miałem jedynie styczność z TMNT wydane w 2007. Wrażenia były pozytywne, więc zachęcam do gry-szczególnie fanów. Patrząc na zainteresowanie i oceny innych tytułów, to na razie spasuję sobie granie. Żółwie swoje pięć minut na rynku miały wraz z początkiem lat dziewięćdziesiątych. Konami idąc wraz z trendem wypuściła w latach 89-93 naprawdę solidne bijatyki na automaty oraz konsole NES i SNES. Wyjątkiem jest pierwsza odsłona, która okazała się klapą. Jest to jedna z niewielu produkcji, które Konami brzydko pisząc spartoliło. Zapraszam do dalszej części recenzji. Gra trafiła na rynek japoński, amerykański oraz europejski. W praktyce, żadna z tych wersji się nie różni od pozostałych. Jedynym wyjątkiem są odmienne nazwy, ale na pewno nikomu to nie będzie przeszkadzało. Dostaniemy tym samym identyczną fabułę bez żadnych wycinek. Patrząc na nią od technicznej strony, to jednak można odnieść pewien bałagan i chaos. Na początku zapoznajemy się z historią w menu głównym. Darowano sobie dialogi lub opowiadania. Ograniczono się tylko do dwóch obrazków, z których wynika że Shredder porywa April – przyjaciółkę żółwi. Zaczynając grę, naszym celem jest jej uratowanie. Nie lada zaskoczenie spotka nas pod koniec pierwszej misji. Okaże się, że już wtedy ją uwalniamy. Przechodząc dalej grę, zostaje porwany Splinter – mistrz żółwi, którego także ratujemy w kolejnej planszy (trzeciej). Kiedy już to zrobimy, zaczyna się pościg za Shredderem – od czwartej do końcowej szóstej misji. Gdy go pokonamy, pojawi się wiadomość że uratowaliśmy świat. Tak jest – świat. Niepozorne porwania i gonitwy, sprowadzono do ocalenia ludzkości. Gracz musi sobie sam dopowiedzieć i nakierunkować całą historię, by miała spójną, logiczną całość. Moim zdaniem problem by nie istniał gdyby podano fabułę przejrzyście i konkretnie. Patrząc na menu główne ujrzymy olbrzymi niedosyt, ponieważ znajdziemy tam jedynie logo wydawcy i gry oraz napis wciśnięcia przycisku start. Z tego względu, że to bijatyka chodzona, producenci powinni dodać kilka przydatnych opcji. Na przykład brakuje mi tutaj możliwości wyboru drugiego gracza. Musimy zatem przechodzić wszystko na własną rękę. Inną sprawą jest brak zakładki ustawień. Gracz dostaje sześć niezmiennych poziomów do przejścia. Są one również całkiem trudne, więc opcja zmiany stopnia rozgrywki z hard na easy byłoby zbawieniem. Dostajemy za to wszystkich czterech bohaterów. Możemy ich zmieniać w dowolnym momencie wciskając start. Każdy z nich posiada oczywiście swoją broń oraz pasek życia. Niedostępna jest ilość żyć, więc taki przykładowy żółw gdy zginie to nie powróci. Dlatego udostępniono zmianę osobników, które można traktować jak cztery życia. Gracz posiada również możliwość kontynuacji danego poziomu w przypadku zgonu wszystkich ninja. Ostatnią opcją jaką pominięto to dodanie haseł do wszystkich misji. Jak już wcześniej wspomniałem, gra jest całkiem trudna, czyli trzeba mieć mocne nerwy by ją ukończyć. Należy też mieć dużo cierpliwości, bo brakuje haseł. Nie pozostaje, więc nic innego jak trenować i zapamiętywać pewne miejsca, by wreszcie dojść do końca. Po krytyce menu głównego czas na samą rozgrywkę. Pierwszą sprawą jaką omówimy to rozmieszczenie kamer. TMNT jest bijatyką chodzoną z pewnymi elementami gry platformowej. Łatwo zatem można określić, z której strony będziemy widzieć nasze poczynania – z boku. Tak samo jak na przykład w Mega Manie. Idziemy po linii prostej bez możliwości sterowania na boki po powierzchni, na której chodzimy. Jest to jedyne słuszne rozwiązanie ze względu na możliwość cofania się. Druga kamera jest z lotu ptaka. Użyto ją do sprawnego przemieszczania się po miastach. Dobrym porównaniem jest podobieństwo do gry Dick Tracy na NES. Możemy przemieszczać się po obszarze całej planszy, wchodząc w różne napotkane pomieszczenia. Muszę przyznać, że przedziwnie zaprojektowano wygląd otoczenia, w którym się przemieszczamy. Oryginalnie poruszamy się po ulicach Nowego Jorku, a tymczasem mamy wrażenie, że to są jakieś koszary lub obozy. Budynki mieszkalne przypominają raczej baraki. Mają one kilka kondygnacji z drabinami oraz z brakiem umeblowania. Sam poczułem się jak w innym świecie. Na szczęście nie zmieniono wyglądu kanałów. Tereny są całkiem rozległe i nietrudno o zbłądzenie. Trafnym posunięciem było dodanie miniaturowych map, dzięki którym możemy dojść wszędzie do celu. Oczywiście nie będziemy sobie swawolnie hasać bez żadnych przeszkód. W przemieszczaniu się po mieście będą nam przeszkadzać między innymi blokady dróg, walce, myśliwce lub przepaście. Na szczęście nie zostanie nam to wszystko zaserwowane od razu. Każda kolejna lokacja jest charakterystyczna i oryginalna. Przeciwnicy których spotkamy na swojej drodze też są oryginalni. Wchodząc do pomieszczeń, prócz robotów Foot Clanu napotkamy się na całą plejadę mutantów, których nie spotkamy w komiksie lub kreskówce. Patrząc na to z pozytywnej strony, to dobrze że dodano różne nowe postacie. Czyni to grę ciekawą i rozbudowaną. Z drugiej złej natomiast można odnieść wrażenie, że to tak naprawdę nie gramy w TMNT, tylko w jakiś wymyślony z kosmosu twór ze wstawionymi wybiórczo postaciami. Znajdziemy tam Splintera, April, Shreddera, Bebopa, Rocksteady oraz roboty Foot Clanu (Mousery i ninja) oraz oczywiście wszystkie żółwie. To jedynie garstka postaci, które szykuje nam gra. Przeciwników dzieli się na napotkanych po drodze oraz bossów. Wielkim minusem ciągłe odnawianie się tych pierwszych. Wraz z wcześniej wspomnianą możliwością cofania, musimy za każdym razem mierzyć się z tymi samymi stworami, które zabiliśmy. Wraz z całym zestawem pułapek, rozgrywka staje się naprawdę trudna. Przeciwko lawom lub silnym prądom rzek potrzeba skupienia i sprytu by je ominąć. Do przeciwników natomiast potrzebna nam jest broń. Oczywistością dla każdego jest fakt, iż każdy żółwie używają katan, sai, nunchaku oraz kija bo. Producenci postanowili jednak rozszerzyć asortyment o shurikeny, bumerangi i inne dziwactwa. Można je dostać losowo podczas przechodzenia misji. Każdy żółw ma specjalne miejsce na przechowanie takiej broni, a ich użycie jest ograniczone. Znowu pojawia się problematyka czy warto było dodawać takie rzeczy. Z jednej strony tak, ponieważ jest ciekawiej, a z drugiej nie, bo czy żółwie kiedykolwiek użyli bumerangu? Nie. Prócz broni, możemy również znaleźć rakiety oraz liny. Są one pomocne do przejścia w niedostępne obszary. Na koniec przed opisem sterowania zadam jedno pytanie – do czego służy high score w tej grze? Nie ma żadnego zestawienia najlepszych wyników, nie ma bonusów po przekroczeniu określonej liczby punktów, więc po co to jest? Radzę zatem nie patrzeć na te liczby w lewym dolnym rogu i zająć się ukończeniem gry. Przed oceną strony audiowizualnej zostawiłem sobie sterowanie. Jest to rzecz, która raczej negatywnie zapadła mi w pamięci podczas grania. Po pierwsze nie podoba mi się bardzo czuły skok. Żółwie potrafią bardzo wysoko skakać, ale z reguły mają do czynienia z małymi dziurami, które mogą przysporzyć problemów. W tym celu trzeba delikatnie wcisnąć przycisk A by wykonać niewielki skok. Atak jest również źle wykonany. Każdy żółw ma inną broń oraz różne pole i siłę rażenia. Należy zatem się nauczyć na jaką odległość należy atakować przeciwnika. Szczególnie nie polecam wybierać Raphaela ze względu na mały zasięg i małą siłę. Nie rozumiem dlaczego zrezygnowano z dodania ciosów ninjutsu dla żółwi. Gra w ten sposób stałaby się ciekawsza oraz wygodniej by walczono z przeciwnikami. Pływanie w drugiej misji jednak przebija wszystko. Jest niewygodne i źle przystosowane do planszy. Żółw podczas pływania zostaje wypychany przez wodę. Niby wszystko dobrze zostało zrobione, ale w połączeniu z trudnym poziomem do przejścia, staje się to naszym przekleństwem. Od strony audiowizualnej gra prezentuje się bardzo dobrze. Grafika jest szczegółowa oraz dobrano żywe, całkiem przyjemne dla oka kolory. Solidnie zostały wykonane tła oraz różne obiekty. Użycie odpowiednich barw dało efekt przestrzenności co robi dobre wrażenie. Postacie są wymiarowe, a ich animacja jest wysoka. Należy również wspomnieć o tym, że produkt został wydany w 1989 roku, czyli w tym samym momencie co Bad Street Brawler lub 720. Można zatem zaświadczyć, iż szata graficzna TMNT to prawdziwy majstersztyk swoich czasów. Oprawa dźwiękowa jest typowa dla produkcji Konami, czyli ma wysoką jakość wykonania. Muzyka natomiast ma oryginalne wykonanie i jest charakterystyczna dla Wojowniczych Żółwi Ninja. Oddaje również klimat prawdziwej bijatyki. Jedynym mankamentem do którego można się doczepić, to alarm w czasie gdy dany żółw jest bliski śmierci. Ten głos jest zbyt piskliwy i może dekoncentrować. Teenage Mutant Ninja Turtles jak na początku wspomniałem jest projektem nieudanym. Pierwszym poważnym minusem jest fakt, iż gra zbytnio odbiega od pierwowzoru nakreślonego przez komiks lub serial. Po drugie jest ona bardzo trudna i zniechęcająca. I w końcu po trzecie, radzę zagrać w lepsze części odsłon, ponieważ są o niebo lepsze niż dana gra. Warto jednak spojrzeć na jedyny koncept użyty przy tego typu produkcji. Nigdzie indziej gracz nie znajdzie takiej rozgrywki jaką oferuje mu pierwsza część. Mocnym akcentem jest również różnorodność prawie każdego czynnika gry. Mi akurat nie za bardzo pasuje taki pomysł, a Tobie? Tego nie wiem, sam musisz się przekonać. Ludzie są mocno podzieleni. Grę trzeba najpierw dobrze poznać, a potem dopiero oceniać. |
||||
|