RECENZJA do gry Vice - Project Doom (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Pewnego pięknego dnia, gdy nie miałem nic konstruktywnego do roboty, postanowiłem włączyć jakąś grę, której tytuł mi nic nie mówił. Opatrzność chciała bym trafił na grę "Vice Project Doom". Nie oczekując większych fajerwerków zabrałem się do grania. Czy był to czas zmarnowany? Na dzień dobry wita nas intro - ładne, wyraźne obrazki przedstawiające zarys fabuły. Są co prawda statyczne ale za to bardzo ładne. Dialog pomiędzy postaciami nie zdradza większych szczegółów. Pewien pan ma władzę i pieniądze i jedyne czego mu jeszcze trzeba to przeprowadzenie planu "doom". Dowiadujemy się także, że jeden z "podmiotów" uciekł i należy go unicestwić, by plan nie wyszedł na jaw. Do tego dochodzi jeszcze tajemniczy ktoś, kto ma przyjść do pana, tak jak pan przyszedł trzydzieści lat temu. Jakkolwiek byście się starali nie domyślicie się całej fabuły tylko z intra. Już we właściwej grze dowiadujemy się, że postać prowadzona przez nas to policjant. Wchodzimy w jego skórę dokładnie w momencie rozpoczęcia pościgu za jakimś wariatem. Ów wariat nie przypomina człowieka i ma dziwną broń, która to zapodaje trop naszemu stróżowi prawa. Więcej szczegółów nie trzeba zdradzać, bo fabuła pędzi przed siebie, że nawet się nie spostrzeżemy jak znajdziemy się w chińskiej dzielnicy, na lotnisku a potem w południowej ameryce. Szczątki informacji układają się w intrygę, w której nasze działanie było z góry przewidziane. Gra jest swoistym miksem platformówki, strzelanki samochodowej i celowniczka. Osobiście byłem mile zaskoczony takim urozmaiceniem, jednak elementy ścigałki i celowniczka zostały potraktowane trochę po macoszemu. Nie ma zbyt wielu poziomów, które przechodzilibyśmy w te sposoby. Lwia część to rasowy platformer, zaliczany przeze mnie do tych mrocznych. Pamiętajmy jednak, że dwie pozostałe można traktować jako bonus. Okie. Każdy kto grał w jakąkolwiek strzelankę scrollingową (choćby "1941" na mame") wie, jak wyglądają poziomy samochodowe. Po prostu jest trasa i samochód, który strzela przed siebie. Widok jest z góry a my prujemy do przodu niszcząc wszystko, co stoi na naszej drodze. Poziomy celowniczkowate to taki "Virtua Cop" - mamy celownik na ekranie i naszym zadaniem jest strącenie wrogów, którzy latają po planszy. Używamy pistoletu lub granatów, by ich zdziesiątkować. Za każdego wroga dostajemy naboje lub granaty. Platformer to już klasyczny widok kopytowy 2D, niewielka postać w stosunku do planszy, skok i atak, masa wrogów chcących nas zabić wskakując na nas. Dużym plusem są bronie, których są trzy sztuki. Podstawową bronią jest miecz, który jest żywcem wyjęty z gwiezdnych wojen. Kolejne bronie służą walce na dystans - jest to odpowiednio pistolet (duża liczba naboi, mały zasięg i skuteczność) oraz granaty (zasięg od małego do dużego, mała liczba sztuk, większe obrażenia). Granaty są wyjątkowo dobrą bronią, bo większość BOSS'ów rozwalałem dzięki nim. Lokacje różnią się od siebie wszystkim: zdarza się nam walczyś na dachu, w chińskiej dzielnicy, ameryce południowej czy też przeróżnych fabrykach. Wystrój wnętrz nie powtarza się w innych rundach co należy zaliczyć na plus. Dodatkowo plansze utrzymane są w mrocznej kolorystyce, czyli w jedyny i słuszny sposób dla takich gier. Wrogowie także zachowują sie standardowo. Brak jakiejkolwiek taktyki, brak im zmysłu samozachowawczego. Poruszają się po wytyczonych drogach i często atakują z zaskoczenia, w wytyczonym momencie. Plansze są przez to dość trudne i nie raz i nie dwa zdarzy się wam brzydko przekląć (no bo jak tu się nie wkurzyć, gdy musimy przeskoczyć przez dziurę na malutki klocek, który rozpada sie po trzech sekundach, a dodatkowo nagle wyskakuje dwóch ninja i rzucają w naszą strone każdy po trzy gwiazdki???). Dobrze, że często przed BOSS'em dostajemy uzupełnienie energii. Sami BOSS'owie nie są trudni do pokonania - powiedziałbym nawet, że to pewnego rodzaju odprężenie po porąbanych rundach. Grafika nie przedstawia sie olśniewająco. Plansze ścigałkowe są wyjątkowo monotonne i powtarzające się otoczenie przyprawia w zawroty głowy. Plansze strzelankowe różnią sie tylko kolorem i wyglądem wrogów. Pojawiają się za to w tych samych miejscach. Bohater jest niewyraźny, plansze nie grzeszą nadmiarem kolorów. Jest po prostu średnio. Muzyka też nie powala. Nie ma w niej polotu i brakuje instrumentów. Dźwięki wypadają trochę lepiej, ale zawsze tak samo jak zawsze. Brak w grze kwestii mówionych - w końcu to NES, nie? Gra jest dość nierówna. Grafika nie prezentuje sie za dobrze, za to w przerywnikach filmowych (filmowych? hehehe:)) jest szczegółowa i ładna. Z jednej strony: ciekawa fabuła i urozmaicenie gry poprzez dodanie różnych etapów ścigałkowych i strzelankowych, z drugiej: słabe wykonanie audiowizualne + spory poziom trudności. Lubisz gry niebanalne? Ściągaj. Ważna dla ciebie grafika? Przejdź do działu ze SNES'em lub wyżej. |
||||
|