RECENZJA do gry World Games (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
Wszyscy dobrze wiedzą, że wraz z rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich wypuszczana jest gra. To zupełnie normalne, bo wśród rzeszy kibiców zawsze znajdzie się ktoś, kto kupi dany produkt. Co dwa lata widzimy jak wychodzą nowe tytuły pod szyldem letnich lub zimowych zawodów. Jeśli spojrzymy na gry innych konkursów sportowych, to sytuacja jest odrobinę skromniejsza. Spowodowane jest to mniejszym zainteresowaniem danym wydarzeniem. World Games, czyli dyscypliny pozaolimpijskie również zaliczają się do pechowego grona. Zaskoczono jednak ludzi i wydano grę o identycznej nazwie. Uciecha mimo wszystko nie trwała długo, bo po włączeniu okazało się, że gra nie miała nic wspólnego z turniejem w życiu realnym. Tego jakże oryginalnego kroku podjął się Epyx. Interes dzisiaj nie istnieje. Został on założony w 1978 i działał przez kolejne piętnaście lat. Głównymi odbiorcami gier byli posiadacze komputerów Commodore 64, Amiga czy ZX Spectrum. Na tytuły w wersji na NES trzeba było poczekać do drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Na tą konsolę wyszły jedne z lepszych produkcji takie jak California Games lub aktualnie recenzowane World Games. Gra ujrzała światło dzienne w 1986, czyli rok po zawodach WG w Wielkiej Brytanii :). Pomimo wpadki w nazewnictwie, przyjęto ją bardzo dobrze. Producenci zadowoleni z wyników sprzedaży, pozwolili sobie na wypuszczenie konwersji gry dla posiadaczy NES (1989). To właśnie jej przyjrzyjmy się bliżej. Menu główne jest praktycznie identyczne jak w California Games. Znajdziemy tam ustawienia dotyczące rozgrywek. Możemy np. wybrać czy gracz ma brać udział we wszystkich dyscyplinach czy też przez część określoną przez gracza. Znalazło się też miejsce dla trybów treningu oraz listy rekordów. Uważam, że w tym przypadku wszystko jest jasne. Gracz może powtarzać w nieskończoność określoną dyscyplinę, by zdobywać lepsze wyniki, które są podane w oddzielnej zakładce (oczywiście owe wyniki zostaną usunięte wraz z restartem gry). Kiedy dokonamy odpowiedniego wyboru, przejdziemy następnie do flag oraz imion. Narodowości jest sześć, czyli niespecjalnie dużo – Stany Zjednoczone, Kanada, ZSRR, Japonia, Francja oraz Wielka Brytania. Kraje nie różnią się od siebie lepszymi, czy też gorszymi statystykami. Służą tylko do formalności, że gramy w międzynarodowym turnieju oraz identyfikacji. W celu lepszego rozpoznania playerów dodano również zapis imion graczy. Maksymalnie może grać osiem osób, z czego każdemu medale są przydzielane indywidualnie. Jeżeli uda nam się jakimś cudem namówić tylu znajomych na tą grę, to będziemy mieć zadowalająco długi czas do ukończenia wszystkich sportów. Denerwujący jest mimo to fakt, że każdy ma osobno podchodzić do dyscyplin. Tworzy się tym samym kolejka ludzi czekających na swoją kolej by zagrać. Na dobitkę napiszę, że wszyscy będą mieli obowiązkowe trzy podejścia, co odrobinę nuży i nudzi gdy gramy większą ekipą. Samych sportów jest niemało, bo aż osiem. Weźmiemy udział w podnoszeniu ciężarów, skokach przez beczki na lodzie (mało popularny sport), skokach z klifu, slalomie narciarskim, rodeo, rzucaniu palem oraz sumo. Dla ciekawostki dodam, że z całego tego wachlarza sportów, tylko sumo jest uwzględniane do turnieju WG w realnym życiu. Każda dyscyplina jest oczywiście punktowana. By osiągnąć wysokie wyniki, wcale nie trzeba się namęczyć. Mogę poświadczyć, że już po kilku minutach grania można zdobywać złote medale. Większość z podanych sportów jest bardzo łatwo wyćwiczyć, a zarazem nie potrzeba porażającego refleksu. Pewne czynności można robić wręcz automatycznie, a co z tym dalej idzie – gra zaczyna powoli nudzić. Na szczęście ta reguła nie tyczy się wszystkich dyscyplin. Sztandarowym przykładem jest slalom narciarski, gdzie wymagana jest większa precyzja i skupienie. Sterowanie jest niewątpliwie bardzo ciekawym aspektem gry. Wyobraźmy sobie przykładowo poruszanie się podczas podnoszenia ciężarów. Ja początkowo nie miałem pojęcia jak zacząć. Zaczynałem próbować „na czuja” wszelkich możliwych kombinacji, by w końcu doszukać się odpowiedniej. Przyznam, że to naprawdę czasochłonne zajęcie. Dzisiaj oczywiście mamy Internet, więc dla laika sprawa będzie rozwiązana. Jednak wyobraźmy sobie okres lat 80tych i wczesnych 90tych, gdzie jedyną formą pomocy były gazetki (niedostępne ówcześnie w Polsce). Gracz był skazany najpierw na rozgryzienie sterowania, a dopiero potem na granie. Bezcenny był wtedy tryb treningu. Dodatkowym utrudnieniem są indywidualne klawiszologie każdej z dyscyplin. Innymi słowy – rozwikłamy jedną zagadkę, to rozpoczynamy następną. Na całe szczęście niektóre z nich da się łatwo wyuczyć. Część polega na raptownym przyciskaniu strzałek, inne bazują na czystej logice ruchu, a jeszcze inne rządzą się własnymi prawami (te ostatnie są najgorsze). Niedługo postaram się wyczerpującą opisać sterowanie w moim poradniku. Wersja na platformę NES z 1989 roku ma najlepszą grafikę spośród wszystkich wydań gry. Takie jest moje zdanie na ten temat. Niektórzy mogą się ze mną nie zgodzić wysuwając propozycję SEGA Master System (1989) czy C64. Uważam to za indywidualną kwestię gustu gracza. Gra została wypuszczona w trzeciej generacji dla kilku platform i ciężko jest obiektywnie stwierdzić, które wydanie ma najlepszą grafikę. Ja osobiście będę za NES - dlaczego? Moim zdaniem barwy jak i szczegóły są bardzo przejrzyste. Nie ma przesycenia w obrazie. Tło nie wbija się graczowi w oczy, które mogłoby tym samym dekoncentrować. Zarazem szczegółowe wykonanie ograniczono do pewnych obiektów, dając ciekawy efekt. Wcześniej wspomniane kolory są odpowiednie dla naszych oczu. Nie są jaskrawe, ale również nie są mdłe. Innymi słowy w sam raz. Jednak nie powiedziałbym, że to najwyższa półka graficzna wśród katalogu gier NES. Dźwięk został ulepszony w porównaniu do produkcji z 1986. Wszelakiego rodzaju odgłosy są bardziej realistyczne. Samo brzmienie jest przyjemniejsze w słuchaniu. Nie przerazi nas żaden skrzeczący, piszczący, nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Sama jakość wykonania jest mocno przeciętna. Jeśli chodzi o muzykę, to również nie ma rewelacji. Grając usłyszymy mało wciągające hymny, typowe dla określonych regionów melodie (Szkocja, Japonia) i inne. Jednak przez większość czasu dominuje cisza. Podczas gry usłyszymy jedynie wyżej opisane odgłosy. Zero muzyczki powoduje lekkie znużenie – przynajmniej w moim wypadku. Jakoś nie czuje się żadnej dynamiki jako całość. Może jestem odrobinę uszczypliwy, ale no cóż. Nie pasuje mi taki stan rzeczy i koniec. Na koniec dodam, że World Games swego czasu zbierało bardzo dobre opinie wśród graczy. Błędem jednak było wypuszczenie różnych konwersji w późniejszych latach. Gra zapewne nie była wielkim hitem pod koniec lat 80tych, gdzie każdy patrzył na Contrę czy Adventure Island. Dużym minusem jest też nuda. Osobiście proponuję zarezerwować maksymalnie do pół godziny czasu na tą produkcję. Następnie możemy kartridż odłożyć na półkę i zagrać ponownie za jakiś miesiąc. Radzę nie przesadzać z częstą grą, bo World Games może nam się definitywnie znudzić. |
||||
|