RECENZJA do gry Jammit (U) |
||||
---|---|---|---|---|
|
||||
GTE to skrót od General Telephone and Electronics. Amerykański interes był głównie skoncentrowany na komunikacji w swoim rodzinnym kraju, jednak część swojego budżetu przeznaczał na gry. Niestety niewiele produktów stworzono, bardzo ciężko nawet podać nazwę jakiejś gry. Wiadomo jednak było, że firma wydawała parę swoich okazów na platformę Super Nintendo. Jednym takim dziełem jest właśnie moja recenzowana gra - Jammit. Łatwo określić gatunek już po samej nazwie. Jest to oczywiście gra sportowa, a dokładniej koszykówka. Fanów NBA muszę niestety zasmucić. Nie ma tam, żadnych gwiazd, klubów czy trybun. To jest street basket, czyli pojedynek jeden na jednego na świeżym powietrzu. Powiem szczerze, że tego rodzaju gierki były nawet często wydawane przez innych producentów. Na przełomie 1994-1995 kultura hip-hopu była w Ameryce na topie wśród młodzieży. Trend ten wykorzystali producenci tworząc gry o tej tematyce. Głównie wydawano właśnie street baskety. Łatwo można się domyślić co za tym szło. Produkcje były bardzo podobne do siebie co powoli odciągało graczy od gier. Jammit załapał się w dobrym momencie sprzedaży i dostatecznie dobrze przyjął się na rynku. Ma nawet odpowiedniki na platformie SEGA Genesis i 3DO. To by było na tyle, jeśli chodzi o ogólne info gry i rynku w tamtych czasach. Przejdźmy teraz do analizowania i oceniania basketu. Nie mamy tutaj żadnej rewelacji w menu głównym. Demo, tryb jednego lub dwóch graczy oraz opcje. Brzmi ubogo, ale to powinno w zupełności wystarczyć. Muszę jednak się podzielić w tej recenzji z czymś niezwykłym. Twórcy nie wiadomo z jakiej przyczyny wsadzili zakładkę "Password" do trybu "Options". Pierwszy raz spotkałem się z takim przypadkiem. Ogólnie wszyscy dobrze wiemy, że możliwość wpisania kodu jest zawsze w menu głównym! Tutaj jest tak jak opisałem wyżej. Zostawmy ten wybryk naszych jakże niedoświadczonych producentów i przejdźmy do gry. Normalny street basket w życiu jest nam dobrze znany. Tutaj zasady są odrobinę pozmieniane. Oczywiście można zagrać sobie w standardowym stylu, ale autorzy pomyśleli sobie, że to zbyt nudne. Tutaj trzeba było coś urozmaicić. I tak właśnie zrobili! W trybie dwóch graczy mamy do wyboru aż osiem odmian street basketu! Dużo prawda? Jeżeli natomiast gramy solo, to musimy każdą "odmianę" przejść bez żadnego wyjątku! Łatwo można stwierdzić, że to nie byle jaka pięciominutowa gierka. Z drugiej strony może nam się również...znudzić. Jednak chęć górowania nad przeciwnikiem robi swoje. Nie dodano regulacji poziomu trudności, co niektórym może się bardzo nie spodobać. Gra zmusza nas do tego byśmy poznali jej charakter do samego końca. Pierwszy kontakt z rywalem może nas 'lekko' odsunąć od dalszego grania, lecz po pewnym czasie praktycznie każdy powinien całkiem nieźle sobie dawać rade. Cały czas sobie pisze, że gramy i gramy, a tutaj nawet nie uwzględniłem kim i (uwaga) o co gramy. Do wyboru mamy trzy skrajnie różne osoby: Chill'a, Roxy i Slide'a. Każdy z nich ma inną specjalność. Ktoś jest mocny lub słaby pod jakimś względem, więc szanse są wyrównane. A jaka będzie nagroda dla szczęśliwego zwycięzcy? Kasa. Przed każdym meczykiem obstawia się stawkę, za którą się walczy. Jest niestety jeden bardzo istotny haczyk - te pieniądze zdobyte w grze są nieprzydatne. Nie wiadomo po co producenci utworzyli te zakłady, możemy jedynie spekulować. Normalny mecz trwa głównie do 21 punktów oraz czasami do 10. Każdy jednak ma inne reguły (co wcześniej już wspomniałem mówiąc o odmianach street basketu). Na szczęście nie mamy do czynienia z kolejną nudną koszykówką. Zasady każdej gry są bardzo wymyślne, a zarazem sprawiają jeszcze większą trudność zdobycia zwycięstwa. Ostatnim tematem tej recenzji będzie sterowanie. Muszę stwierdzić, że jest ono całkiem trudne do opanowania. Do użycia jakiegoś przycisku trzeba mieć nie lada spryt i wyczucie. By wykonać wsad lub rzut trzeba w odpowiednim momencie wciskać i odciskać guziki. Porobiono również parę mało przydatnych tricków, których nie radzę stosować podczas grania. Grafika jest na bardzo niskim poziomie podczas gry. Jammit wypuszczono w listopadzie 1994 roku, więc powinno mieć już całkiem ładną szatę. Mamy tutaj niestety nie za dobrze wykończone detale. Widać piksele. Przy zbliżeniu kamery na wsad już jest odrobinę lepiej, lecz wciąż widać niedociągnięcia. Tło, które powinno być raczej przyjemne dla oka też jest zrobione byle jak. Jedyną rzeczą jaką mogę pochwalić, to całkiem fajna paleta lekko szarych barw. Tworzy taki lekki klimat "ulicy". Muzyka powinna obfitować w hip-hopowe rytmy przy takiej grze. I tak właśnie jest. Jedyne co mi się w nich nie podoba, to niektóre śmieszne sample w nich zawarte: trąbki, gitarki czy dziwne odgłosy. FX'y są całkiem niezłe. Bardzo mi się podobają luzackie wypowiedzi postaci. Mówiąc do rzeczy, to z dźwiękami jest całkiem dobrze. Ogólnie gra jest ciekawa, ale ma widoczne niedociągnięcia. Ma różne niepotrzebne bajery, nie grzeszy również łatwością, jednak mimo wszystko Jammit umie wciągnąć. Szczególnie polecam grać bez save'ów. |
||||
|